Z sądu Pacjent ze szpitala w Świdniku poszedł na ugodę z lekarzem i pielęgniarką. Przez pomyłkę zaczęto mu przetaczać krew niewłaściwej grupy.
20 maja pielęgniarka podłączyła go do aparatury przetaczającej krew. Zdziwiło to synową pacjenta, bo mężczyzna nie miał zaplanowanego takiego zabiegu. Kiedy na salę wszedł lekarz, transfuzja została przerwana. Okazało się, że krew miała zostać przetoczona choremu z innej sali, o innej grupie krwi niż pacjent z "czwórki”.
Mężczyzna, któremu przez pomyłkę zaczęto przetaczać krew, przez tydzień dochodził do siebie na oddziale intensywnej terapii. Prokuratura oskarżyła pielęgniarkę i lekarza o narażenie pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia. Zarzuciła też kobiecie, że nie upewniła się, czy podaje krew właściwej osobie. Na dodatek transfuzja powinna być przeprowadzana w obecności lekarza, a ona zabrała się do zabiegu sama.
Proces ruszył przed Sądem Rejonowym Lublin-Wschód w Świdniku. Pielęgniarka przyznała się do winy, lekarz zaprzeczał oskarżeniom. Już na początku sprawy sąd skierował sprawę do mediacji: oskarżeni spotkali się z pacjentem. Zawarli z nim porozumienie.
– Pokrzywdzony otrzyma po 10 tys. zł zadośćuczynienia od każdego z oskarżonych oraz zwrot kosztów adwokackich – mówi Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie. – Pacjent oświadczył, że nie będzie miał więcej roszczeń cywilnych.
Na tym proces może się zakończyć. Sąd już zdecydował, że wobec takiego finału podczas przyszłego posiedzenia zastanowi się nad umorzeniem sprawy.