Mieszkańcy miasta, którzy sprzeciwiają się bezmyślnemu przycinaniu drzew, obawiają się, że drogowcy i władze spółdzielni mieszkaniowej unikną kar.
Piły poszły w ruch w listopadzie ub. roku i w styczniu. Na wniosek Zarządu Dróg Powiatowych i Włodawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej z drzew zostały kikuty.
Mieszkańcy miasta, którzy wówczas podnieśli o to larum, właśnie otrzymali zleconą przez burmistrza opinię dendrologiczną w tej sprawie. Wynika z niej, że żadne z drzew przyciętych wówczas drzew nie zostało zniszczone, a korony przycięto tylko w 30 proc.
– To nieprawda. Większość drzew straciła ponad 50 proc. korony, co wedle prawa jest już zniszczeniem drzewa i podlega karze – mówi Beata Gałan, która wraz z gronem przyjaciół od lat zabiega o ochronę miejskiej zieleni. – Czytając ten dokument odnoszę wrażenie, że dotyczy on innych drzew niż te, o które się upomnieliśmy.
„Pielęgnacyjne zabiegi” zostały wykonane niezgodnie ze sztuką ogrodniczą także według organizacji, które stanęły po stronie oburzonych mieszkańców Włodawy: Fundacji EcoRozwoju, Rady Kultury Przestrzeni przy prezydencie miasta Lublin, Strefy Zieleni, Partii Zieloni, Pracowni Zielona Metamorfoza czy dendrologa Jakuba Dolatowskiego.
– Te wszystkie opinie przedstawiliśmy także burmistrzowi Włodawy Wiesławowi Muszyńskiemu – mówi Beata Gałan. – Obiecał wszcząć w tej sprawie postępowanie administracyjne, którego finałem mogło być nałożenie kar finansowych na tych, którzy pod pretekstem pielęgnacji trwale okaleczyli drzewa.
Czy skoro dendrolog nie dopatrzył się błędów w sztuce pielęgnacji drzew to kar nie będzie?
– Zatrudniony przez nas dendrolog wskazał drzewa przycięte do 30 proc., ale też od 30 do 50 proc. i więcej – mówi burmistrz Muszyński. – Do czasu otrzymania jego opinii zawiesiliśmy postępowanie administracyjne i teraz zamierzamy je ponownie wdrożyć. Zapewniam, że przeanalizujemy także opinie naszych ekologów. Spodziewam się, że niektóre decyzje będą określały kary finansowe za zniszczenie drzew w wysokości od kilku do kilkunastu tysięcy złotych.
Dlaczego spółdzielnia tak drastycznie przycięła drzewa? – Wnioskowali o to sami mieszkańcy – tłumaczył nam w styczniu Marian Ścisłowski, prezes WSM. – Skarżyli się na dokuczliwą obecność wron, zanieczyszczanie przez nie chodników i zaparkowanych samochodów. Zgłaszali się do mnie także lokatorzy, którym wybujałe drzewa uniemożliwiały prawidłowy odbiór telewizji.