Rozmowa z Mirosławem Włodarczykiem, burmistrzem Kraśnika, lekarzem spec. chorób wewnętrznych.
• Czy pana obecność na konferencji prasowej pana zastępczyni Marzeny Pomykalskiej oznacza, że jest lepszą kandydatką od Kazimierza Chomy, oficjalnego kandydata PiS na burmistrza miasta? Bo na konferencji pana Chomy pana nie było.
– Na konferencję pana Kazimierza Chomy nie zostałem zaproszony. Ale bardzo cenię pana Kazimierza. To dobry i uczciwy człowiek. Natomiast w imię uczciwości powinienem być z moją zastępczynią. Przypomnę tylko, że trzy lata temu był kilkumiesięczny wakat na zastępcę burmistrza (z urzędu odszedł Jarosław Stawiarski (PiS), który został posłem - red.). Pani Marzena pracowała wówczas w szkole na stanowisku dyrektora. Wiedziałem, że żyje szkołą i tam się spełnia. Jednak kiedy poprosiłem ją aby została moją zastępczynią zgodziła się. Powiedziała: „Tak. Jestem do dyspozycji”. Więc dziś, kiedy pani Marzena określiła swoją przyszłość to trudno sobie wyobrazić aby mnie koło niej nie było. To element zwykłej ludzkiej uczciwości. Poza tym pani Marzena jest bardzo dobrą kandydatką na burmistrza. Sprawdzona w wielu trudnych sytuacjach, bardzo pracowita, potrafi zachować się z klasą. Będzie też realizować inwestycje, na które mamy już zabezpieczone finanse oraz te, na które są już gotowe projekty.
• Czy to takie „namaszczenie” kandydata na nowego burmistrza?
– Nie, to nie tak. Nikogo nie foruję. Dajmy szansę demokracji. Niech z dwóch dobrych kandydatów mieszkańcy wybiorą lepszego. Jako lekarz sportowy nie raz byłem na zawodach, m.in. zapaśniczych. Bywało, że zawodnicy z tego samego klubu musieli się ze sobą zmierzyć. Jeden i drugi wymaga sekundanta. Trenerzy modlą się, żeby któryś z nich został mistrzem, żeby wygrał. Ja mam podobne odczucia. Każdy z kandydatów jest inny, ma inną osobowość, każdy będzie mieć inny elektorat. Nikomu nie można odmówić szansy startu w wyborach. Sytuacja, którą mamy, może wydawać się nienormalna. Bo ja przez dwie kadencje startowałem jako kandydat PiS, a teraz startuje mój zastępca (i nie jest to kandydat PiS - red.). Dla mnie jednak ważniejsza jest relacja z człowiekiem niż przynależność partyjna.
• Kto pana zdaniem znajdzie się w drugiej turze?
– Myślę, że może to być Marzena Pomykalska jak i Kazimierz Choma. Choć trudno zgadywać. Niech każdy przedstawi swój program. Mieszkańcy zdecydują. Wtedy zobaczymy.
• Jest konflikt pomiędzy magistratem a osobami związanymi z PiS?
– W grę wchodzi tzw. czynnik ludzki. Każdy ma przecież swoje słabości i ambicje. Nie żywię do nikogo żadnej urazy. Radnych, z którymi przez tyle lat współpracowałem, darzę sympatią. Szanuję też Kazimierza Chomę, z którym współpracowałem kiedy był prezesem miejskiej spółki – Kraśnickiego Przedsiębiorstwa Mieszkaniowego.
• A pana na których listach wyborczych zobaczymy?
– Nie podjąłem jeszcze decyzji o starcie.
• Ale raczej pan wystartuje?
– Raczej nie.
• To co dalej? Powrót do pracy w szpitalu?
– Może nie powrót, bo ja ze służbą zdrowia cały czas jestem związany. To jest niezwykły komfort bycia niezależnym w tym obszarze. Nie muszę robić sobie miękkich lądowań ani z nikim w jakiś tam sposób się układać. Będę robił to, co robiłem. Będę blisko swoich pacjentów. Mam swoje plany.
• Miejsce w kraśnickim szpitalu na pana czeka?
– Tak, cały czas. Jestem urlopowany, więc w każdej chwili mogę wrócić. I wrócę.