Urzędnicy nie przyczynili się do samobójstwa Henryka Sz. Nikt też nie namawiał go do desperackiego kroku – ustaliła prokuratura. Mężczyzna w lutym tego roku podpalił się przed budynkiem zamojskiego starostwa.
Rano, w dniu, w którym targnął się na własne życie, Henryk Sz. otrzymał list z Urzędu Marszałkowskiego. Urzędnicy wskazywali w nim instytucję, do której mężczyzna powinien się zwrócić, żeby załatwić sprawę dotyczącą przekształceń gruntów, które przejął w spadku po zmarłym bracie ciotecznym. Mężczyzna nie posłuchał rady, tylko pojechał po wyjaśnienia do starostwa.
– W rozmowie z matką Henryk Sz. miał powiedzieć, że pojedzie do Starostwa Powiatowego w Zamościu i tam „stopi się”, aby zapobiec dalszym nieprawidłowościom związanym ze scaleniem – relacjonuje ustalenia śledczych Bartosz Wójcik, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zamościu.
"Krzyknął i wybiegł"
– Ten człowiek był bardzo zdenerwowany. Próbowałem powiedzieć mu, że ta sprawa nas także nie dotyczy, bo nie my jesteśmy stroną toczącego się postępowania. Nie chciał jednak rozmawiać. Krzyknął: „Z wami to nie dojdę do ładu” i wybiegł – wspomina urzędnik, z którym rozmawiał desperat.
Na schodach starostwa 60-latek polał swoją kurtkę benzyną, a następnie podpalił się. Gdy wybiegł na zewnątrz, przechodnie ugasili ogień. Trafił do szpitala, gdzie zmarł miesiąc później.
Okazało się, że już siedem miesięcy wcześniej Henryk Sz. zapowiadał, że zrobi sobie krzywdę. Na korytarzu zamojskiego oddziału Wojewódzkiego Biura Geodezji przykuł się metalowym łańcuchem do kaloryfera. Nie słuchał, gdy proszono go, by sam się uwolnił. Konieczna była interwencja policji.
Oskarżono go wtedy o zakłócenia miru domowego i sprawa trafiła do sądu. Zgodnie z wyrokiem pracował nieodpłatnie na cele społeczne. Dwa miesiące później mężczyzna ponownie poszedł do zamojskiego oddziału WBG.
– Pracownik, który z nim wtedy rozmawiał, przestraszył się jego stanem i sporządził na ten temat notatkę służbową. Napisał w niej, że po kilkuminutowej rozmowie interesant wyszedł grożąc, że coś sobie zrobi. Mówił o podpaleniu – relacjonowała nam Beata Górka, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego w Lublinie. – Dlatego też lubelski WBG skierował do Prokuratury Rejonowej w Zamościu zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Stwierdzono, że mężczyzna próbował wywierać wpływ na urzędników, strasząc ich możliwością spowodowania wydarzenia mogącego zagrozić zdrowiu i życiu.
Prokuratura nie zajęła się wtedy sprawą uznając, że intencją Henryka Sz. nie było wywarcie wpływu na wykonywane czynności urzędników, a jedynie wyrażenie swojego niezadowolenia ze sposobu załatwienia sprawy.
Śledztwo umorzone
Natomiast teraz śledczy umorzyli postępowanie dotyczące doprowadzenia namową lub przez udzielenie pomocy do targnięcia się na własne życie.
– Henryk Sz. był niezadowolony z wyników postępowania scaleniowego i sam targnął się na swoje życie bez udziału jakichkolwiek osób trzecich. Dokonał tego poprzez oblanie się benzyną i podpalenie. Takie zachowanie nie może jednak być traktowane jako czyn zabroniony – tłumaczy prokurator Wójcik.
Postanowienie nie jest prawomocne.