Ponad 200 tys. zł wypłacił szpital 28-letniemu mieszkańcowi Zamościa. To zadośćuczynienie za źle przeprowadzony zabieg chirurgiczny, który na zawsze zmienił jego życie. Konsekwencją operacji jest m.in. koniec marzeń o karierze sportowca i życie z nieustannym bólem.
Podczas gry w koszykówkę pan Adam (imię zmienione – red.) złamał rękę. Mimo założenia gipsu kości się nie zrastały. Potrzebna była operacja. Po niej, jak opowiadał mężczyzna, ręka była sprawna i miał w niej czucie. Lekarze uznali jednak, że potrzebny jest kolejny zabieg. Przeprowadzono go w 2010 roku w Zamojskim Szpitalu Niepublicznym.
– Po operacji mój klient stracił czucie w ręce i palcach. Nie mógł zginać ręki w nadgarstku. Stwierdzono porażenie nerwu promieniowego – tłumaczy mecenas Piotr Pawelski, który reprezentował mężczyznę przed sądem.
Pan Adam do sprawy wracać nie chce. Dla niego to wciąż ogromna trauma. – Konieczne okazały się kolejne operacje przeprowadzane w innych szpitalach. Ręka nie wróciła jednak nigdy do pełnej sprawności. Do dziś konieczna jest rehabilitacja – mówi.
Mężczyzna musi ćwiczyć rękę codziennie. Jeśli tego nie robi, kończyna błyskawicznie sztywnieje. – Mimo rehabilitacji mój klient nie ma uścisku i sprawności zdrowego człowieka. Nawet podniesienie szklanki z herbatą czy długopisu musiał przerzucić na drugą rękę – mówi Pawelski. – Wcześniej był aktywnym sportowcem, a teraz sprawność manualną ma ograniczoną do stukania palcami na klawiaturze. Na szczęście znalazł pracę biurową, ale to dla niego dramat, bo jako młody człowiek marzył o karierze sportowej.
Dlatego mężczyzna domagał się od szpitala zadośćuczynienia. Pierwsza rozprawa odbyła się w czerwcu 2013 roku. Sąd Okręgowy w Zamościu przyznał mu 80 tys. zł zadośćuczynienia. Od tego wyroku apelację złożył zarówno pełnomocnik pana Adama domagający się 150 tys. zł, jak i szpital i jego ubezpieczyciel chcący wypłacić maksymalnie 50 tys. zł.
Sąd Apelacyjny w Lublinie przyznał kilka dni temu panu Adamowi 150 tys. zł wraz z odsetkami od 2013 r. (ponad 60 tys. zł – red.). Pieniądze zostały już wypłacone.
– Sprawa się zakończyła – przyznaje mecenas. – Szkoda tylko, że nikt nie zdobył się na słowo „przepraszam”.