ROZMOWA Z Bramkarzem Motoru Lublin Przemysławem Mierzwą
- To przykre, ale na razie nie. Prezes nie pojawił się w szatni po sobotnim spotkaniu, nie było go też w niedzielę, kiedy mieliśmy odnowę biologiczną. Ciągle słyszymy tylko od niego obietnice, które nie mają pokrycia w rzeczywistości.
• Czy w związku z tym planujecie zaostrzyć swój protest?
- Nie myślimy o tym, choć jeśli w dalszym ciągu będziemy ignorowani, to niewykluczam, że sięgniemy po inne środki. Na razie chcieliśmy zwrócić uwagę na istniejący problem. Nie chcemy zawieszać treningów, czy też nie wychodzić na kolejny mecz w Rzeszowie. Ale nasza cierpliwość się wyczerpała. Coś musi się zmienić.
• Ile pieniędzy zalega wam klub?
- To kwoty rzędu kilku tysięcy złotych. Ostatnio prezes uregulował nam należności za... luty. Za kolejne dwa miesiące nie ujrzeliśmy złotówki. Niektórzy nie mieli za co wyprawić świąt. Dopiero jak przyparli prezesa do muru to wypłacił im po 100-200 zł zaliczki. Trzeba pamiętać, że nie dostajemy żadnych premii za mecze. Żyjemy tylko z tych pensji. Każdy z nas, decydując się na grę w Motorze, nie liczył na duże pieniądze, ale wierzył, że będą wypłacane regularnie. Tak niestety nie jest.
• Kto jest temu winien?
- Mamy trochę żal do miasta, bo na każdym kroku podkreśla się, że jest naszym głównym sponsorem. Chcielibyśmy żeby zaangażowało się w klub jeszcze bardziej. Tak jak to się dzieje w Radomiu, czy Kielcach. Te samorządy są mniejsze i biedniejsze, ale łożą na kluby więcej niż Lublin.