Urzędniczka z Woli Mysłowskiej (pow. łukowski) tak prowadziła finanse gminy, że kilkadziesiąt tysięcy złotych trafiło na jej konto - podejrzewają jej przełożeni. Sprawę bada prokuratura.
- Kiedy sprawa wyszła na jaw, urzędniczka twierdziła, że to błąd komputera - mówi Kinga Szerszeń, skarbnik gminy i kierownik referat budżetu i finansów.
Niepokojące sygnały zaczęły spływać do urzędu gminy jesienią ubiegłego roku. - Nauczyciele oraz urzędnicy skarżyli się na niewłaściwy ich zdaniem sposób naliczania wynagrodzeń - mówi Władysław Mika, wójt gminy Wola Mysłowska.
Po tym, jak wewnętrzna kontrola potwierdziła ich obawy, Ewa K. została dyscyplinarnie zwolniona z pracy. Sprawę bada teraz prokuratura. - Prowadzimy czynności sprawdzające. Gromadzimy dokumenty, których analiza pozwoli nam zdecydować, czy wszcząć śledztwo czy dochodzenie - tłumaczy Jolanta Niewęgłowska, prokurator rejonowy w Łukowie. - To może potrwać kilka miesięcy - dodaje.
Ewa K. była podinspektorem ds. wynagrodzeń, prowadziła też zakładową kasę zapomogowo-pożyczkową, do której należała większość gminnych urzędników oraz nauczycieli. W gminnej administracji przepracowała ok. 20 lat. - Była solidna i doświadczona - przyznaje Mika. - Tym bardziej jesteśmy zaskoczeni, bo do tej pory nie było z nią żadnych problemów - dodaje.
- Dobrze wykonywała swoje obowiązki. A ja muszę mieć zaufanie do swoich pracowników - mówi Kinga Szerszeń, skarbnik gminy.
Za dwa tygodnie prokuratura ma poinformować o dalszym losie tej sprawy.