Chociaż stowarzyszenie Bialskopodlaski Klub Jeździecki Dzieciom Niepełnosprawnym nie posiada funduszy nawet na podstawowe wydatki, nie zapomina po co powstało. Najlepszym tego dowodem był sobotni festyn, który zgromadził kilkudziesięciu podopiecznych różnych ośrodków z terenu bialskiego powiatu.
Tak samo ważny, ale już mniej zachwycający jego zdaniem, okazał się brak gości z bialskiego magistratu. Na zaproszenie klubu odpowiedział jedynie sekretarz starostwa. - Nie ukrywał zdziwienia, że takie miejsce w ogóle istnieje. Przyznał, że nigdy nie słyszał o stowarzyszeniu i był bardzo ciekaw jak ono funkcjonuje - informuje Marzena Starzyńska, z Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym. Bialski oddział tej organizacji współpracuje z klubem od początku jego istnienia. Zdaniem M. Starzyńskiej jest to wymarzona baza wypadowa dla jej podopiecznych, tym bardziej, że mają tu okazję obcować ze zwierzętami, co jest bardzo ważne w terapii. - Mamy 64 nowych dzieci, które od tego roku będą potrzebowały hipoterapi. Gdyby klub posiadał odpowiednią osobę do prowadzenia takich zajęć mielibyśmy problem z głowy. W obecnej sytuacji jedyne, co możemy zaoferować, to płatną hipoterapię w Kozuli. Nie każdego na to stać - mówi z ubolewaniem pani Marzena.
Brak hipoterapeuty to kwestia czysto finansowa. Prezes klubu nie ukrywa, że festyn, który zorganizowali własnym kosztem, przy udziale nielicznych sponsorów, miał być okazją do zaprezentowania się bialskim władzom, głównie w celu pozyskania funduszy. - Jak widać niewiele z tego wyszło, ale nie damy o sobie zapomnieć. Dzisiejszy dzień uświadomił mi, że to miejsce nie może zginąć, bo jest bardzo potrzebne tej całej rzeszy dzieci, które tak fantastycznie się tu dzisiaj bawiły- podkreśla R. Sadownikow.