

Odłączyli się od grupy na spływie kajakowym i nie potrafili określić, gdzie się znajdują. Na szczęście dyżurny policji zdołał zlokalizować zagubionych nastolatków.

Było środowe popołudnie, gdy aspirant sztabowy Sławomir Pisiewicz, dyżurny biłgorajskiej komendy dostał z Centrum Powiadamiania Ratunkowego sygnał o chłopcach, którzy zgubili się podczas spływu kajakowego. Natychmiast nawiązał kontakt jednym z nich. Usłyszał, że odłączył się od grupy i nie wie gdzie się znajduje. A jego kolega z kajaka w tej sytuacji dostał ataku paniki.
Policjant najpierw uspokoił nastolatka i poinstruował, w jaki sposób ma mu przesłać na prywatny numer telefonu swoją lokalizację. Później przekazał "pinezkę" dzielnicowej. Gdy sierż. sztab. Teresa Szul wraz z kolegąz patrolu sierż. sztab. Kamilem Pękalą, ruszyli we wskazane miejsce, Pisiewicz był w stałym kontakcie z chłopcem.
Młodych kajakarzy w wieku 12 i 13 lat znaleziono na Tanwi w okolicach miejscowości Szostaki. Policyjna para wyciągnęła chłopców na brzeg. Udzielono im pierwszej pomocy.
Szczególnie zdenerwowany był starszy z nastolatków. Kiedy się zgubili, wpadł w panikę, próbował wysiąść z kajaka i znalazł się w wodzie.
- Był wychłodzony i bardzo przestraszony. Policjanci na miejsce wezwali karetkę pogotowia, której załoga udzieliła pomocy nastolatkom. W międzyczasie w rejon w którym znajdowali się policjanci z nastolatkami podpłynęli kolejni chłopcy, którym również policjanci pomogli wydostać się na brzeg. Następnie na miejsce dotarł ratownik, który jak oświadczył zamykał spływ - opowiada asp. Joanna Klimek, rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Biłgoraju.
Wszyscy uczestnicy zdarzenia zostali przetransportowani na miejsce zbiórki.
W spływie uczestniczyło 35 uczniów i 6 opiekunek z jednej ze szkół w Rzeszowie. Wszyscy byli trzeźwi. - Opiekunki oświadczyły, że w trakcie spływu nie zauważyły nieprawidłowości ani tego, że ktoś odłączył się od grupy. Na szczęście cała sytuacja skończyła się szczęśliwie - podsumowuje policjantka.
Policja jeszcze bada sytuację i sprawdza, osoby odpowiedzialne za dzieci swoim zachowaniem naraziły ich na niebezpieczeństwo.
Joanna Klimek dodaje, że dyżurny Pisiewicz nie pierwszy raz wykazał się przytomnością umysłu, determinacją i opanowaniem. Pod koniec maja na numer alarmowy zadzwonił mężczyzna, który oznajmił, że zgubił się w lesie. Z domu wyszedł wieczorem poprzedniego dnia. Nie umiał znaleźć drogi powrotnej i spędził w lesie noc.
- Z uwagi na schorzenia na jakie cierpiał mężczyzna był z nim utrudniony kontakt. Dyżurny cierpliwie, krok po kroku instruował zaginionego w jaki sposób ma wygenerować i przesłać mu swoją lokalizację. Następnie przekazał te dane policjantom, którzy odnaleźli mężczyznę w lesie w rejonie miejscowości Borowiec. Zaginiony po przebadaniu przez załogę karetki pogotowia trafił pod opiekę rodziny - wspomina Klimek.
