Dzięki Bogu, że to się nie stało w nocy, bo bez ofiar by się nie obyło - mówi każdy, kto widział, jakie spustoszenie zrobił ogień w mieszkaniu pana Tomasza. Pożar w bloku przy ul. Piłsudskiego wybuchł w sobotę około godz. 16. Chwilę wcześniej gospodarz z żoną i trzyletnim synem opuścili mieszkanie.
W domu została tylko teściowa. - Byłam w kuchni, kiedy poczułam dziwny zapach - opowiada kobieta. - Sprawdziłam czy gaz nie jest włączony i uchyliłam okno. Ale zapach dalej było czuć. Otworzyłam drzwi do pokoju dziecinnego, a tam czarno od dymu! Zadzwoniłam do córki i mówię, że się pali. W tym czasie dym był już wszędzie.
Jeden z sąsiadów, który zauważył, że dzieje się coś niedobrego, wszedł do mieszkania. - Całe szczęście, bo ja w jakimś szoku chyba byłam. On mnie dosłownie wypchnął na klatkę! - mówi kobieta.
Straż wezwali sąsiedzi. Wcześniej, ktoś przytomnie odciął dopływ gazu. Po czterech minutach strażacy już byli na miejscu. Ewakuowali 19 osób. Na miejsce przyjechał też pan Tomasz, którego o wypadku zawiadomiła rodzina.
- Ale wtedy, to już nie było czego ratować - mówi mężczyzna. - Straciliśmy wszystko. Cały dorobek naszego życia. Zostało nam tylko to, co mieliśmy na sobie, gdy wychodziliśmy. To naprawdę coś strasznego. Nikomu tego nie życzę.
Mężczyzna razem z żoną i synem spędzili noc u rodziny. Nazajutrz wrócili na zgliszcza. Z pomocą rodziny i kolegów z pracy rozpoczęli porządkowanie pobojowiska. - To, co nie spłonęło i tak nadaje się do wyrzucenia. Nie mamy nic - mówi pan Tomasz. - Nasz synek jeszcze nie wie o tym, co się stało. Nie wiemy, jak mu powiedzieć. On myśli, że czekają na niego zabawki, które zostawił w swoim pokoju.
- Na szczęście obyło się bez ofiar - mówi Tomasz Ważny, rzecznik chełmskiej straży pożarnej. - Ewakuowano lokatorów. Jedna osoba trafiła do szpitala z objawami zatrucia dymem, ale jak się okazało, po udzieleniu pomocy, szybko została wypisana.
Pożar gasiły trzy zastępy straży pożarnej. Akcja ratownicza trwała trzy godziny. Po jej zakończeniu wszyscy lokatorzy wrócili do mieszkań. Straty początkowo szacowano na 30 tys. zł. Teraz wiadomo, że ogień strawił mienie o wartości co najmniej 75 tys. zł. Nie wiadomo jeszcze na pewno, jaka była przyczyna pożaru. Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, mogło nią być zwarcie instalacji elektrycznej.