Nigdy nikt mnie tak nie upokorzył! W sklepie, gdzie robiłam zakupy, nazwano mnie złodziejką! - denerwuje się nasza Pani Irena. Pracownicy sklepu tłumaczą, że sytuacja wyglądała inaczej, ale mimo to przepraszają klientkę.
Co właściwie się stało? Na miejskim targowisku zrobiła zakupy. Kupiła tam mleko w proszku i karmę dla psa w "batonach”. Potrzebowała jeszcze śmietany i postanowiła ją kupić w pobliskich delikatesach na pl. Kupieckim. Niestety, na teren sklepu weszła z wcześniej kupionymi artykułami. - Zawsze tak robiłam i nigdy nie było problemów. Aż do teraz - mówi pani Irena.
Pech chciał, że taki sam towar, jak ten kupiony na targu, w swojej ofercie miały także delikatesy. Gdy pani Irena podeszła do kasy z wybraną śmietaną, kasjerka zwróciła uwagę na pozostałe rzeczy w koszyku.
Od tego momentu opis dalszych wypadków według klientki i pracowników sklepu znacząco się różni. Zdaniem pani Ireny, kasjerka od razu podniosła głos i zawołała innych pracowników - denerwuje się kobieta. - Choć tłumaczyłam, jak wygląda sytuacja, oni nazwali mnie złodziejką! Mówiłam, że kupiłam te rzeczy na targu. Wtedy jakiś ochroniarz powiedział, że pójdziemy na ten targ i on mi udowodni, że ja kłamię i tak naprawdę wszystko ukradłam. Jaki to wstyd dla mnie był! Ja nigdy w życiu nie wzięłam cudzej rzeczy. Jak oni mogli?
Jak mówi nasza Czytelniczka, choć na targu udało się odnaleźć miejsce, gdzie faktycznie zrobiła zakupy, swoich rzeczy nie odzyskała. - Nikt mnie nawet nie przeprosił - żali się kobieta.
Bożena Pilińska, która tego dnia pełniła w delikatesach obowiązki kierownika tłumaczy, że zajście miało zgoła inny przebieg, niż opisuje je klientka.
- Pani weszła do sklepu i nie zgłosiła pracownikom, że ma ze sobą inne artykuły. Nie skorzystała też z szafek przy wejściu - tłumaczy Pilińska. - Przy kasie, kasjerka spytała ją o pozostałe towary w koszyku. Miała taki obowiązek, bo takie same towary można kupić w naszym sklepie. Pani nie miała paragonu, a zarówno mleko, jak i karma nie były nawet opakowane.
W sprawę zaangażował się też pracownik ochrony. - Nie ma jednak mowy, żeby ktoś nazwał tę panią złodziejką - mówi Pilińska. - Staraliśmy się jej wytłumaczyć, że w tej sytuacji musimy sprawdzić pochodzenie towarów. Jeśli ktoś krzyczał, to klientka. To ona użyła słów "Robicie ze mnie złodziejkę”.
Jak tłumaczą pracownicy sklepu, gdy udało się dowieść, że zarówno mleko, jak i karma zostały kupione na pobliskim targu, pani Irena została kilkakrotnie przeproszona. - To była sytuacja niezręczna także dla nas - tłumaczy Pilińska.
- Ale można było jej łatwo uniknąć, zgłaszając wnoszone zakupy lub zostawiając je w szafce. Musimy być wyczuleni na takie sytuacje, bo, niestety, kradzieży jest bardzo dużo. Kradną i młodzi, i starsi. I każdy złapany na kradzieży usiłuje nas przekonać, że jest niewinny. Ta pani rzeczywiście była, dlatego mogę ją tylko jeszcze raz przeprosić.
Jak zapewniają pracownicy sklepu, pani Irena w każdej chwili może zgłosić się po pozostawione tam artykuły. Feralnego dnia odmówiła ich zabrania. - Nigdy już nie pójdę do tego sklepu, ani po tamte zakupy, ani po żadne inne - mówi rozżalona kobieta.