Jedno z czarno-białych zdjęć, jakie się zachowały, przedstawia billboard z trzema mądrymi małpkami z japońskiego przysłowia. Amerykańska parafraza zdania "nie widzę, nie słyszę, nie mówię stworzona na potrzeby ściśle tajnego Projektu Manhattan w wolnym tłumaczeniu brzmi: To, co tu widzisz, robisz, słyszysz, zostaw tutaj kiedy wyjedziesz.
To tutaj w gigantycznych fabrykach (jeden z zakładów o pow. 17 ha z był wówczas największym budynkiem na świecie) testowano różne metody wzbogacania uranu. Oak Ridge było najważniejszym elementem rządowego projektu Manhattan - bez tego "elementu układanki” bomba atomowa nigdy by nie powstała.
O tym jak gigantyczny był to projekt świadczą już same liczby. W szczytowym okresie rozwoju, wiosną 1845 r., miasto liczyło 75 tysięcy mieszkańców, stołówki wydawały 40 tys. posiłków na dobę, a zużycie energii elektrycznej znacznie przekraczało potrzeby Nowego Jorku
Bohaterki "Dziewczyn atomowych” Denise Kiernan to młode dziewczyny zrekrutowane ze wszystkich zakątków Stanów Zjednoczonych. Nie wiedziały dokąd jadą, nie miały pojęcia nad czym pracują. Mieszkały w przeludnionych bursach, przyczepach kampingowych (robotnicy budowlani) i domach z prefabrykatów (pracownicy naukowi), brnęły w błocie do pracy w jednej z kilku gigantycznych fabryk, godzinami stały w kolejkach i próbowały sobie w tych spartańskich warunkach ułożyć życie.
Denise Kiernan równie pasjonująco potrafi pisać o skomplikowanych reakcjach chemicznych jak o codziennych bolączkach - jak brak gumek do majtek czy pończoch. To fascynująca historia wielu lat prac nad bombą atomową opowiedziana z perspektywy kilkunastu kobiet: chemiczki, sekretarki, sprzątaczki, pielęgniarki.
- Był to wyjątkowy eksperyment socjologiczny. Miejsce bez przeszłości z tworzoną w pośpiechu społecznością - pisze Kiernan.
Z całego kraju zjechali tu głównie ludzie młodzi - średnia wieku mieszkańców to 27 lat. Szefowie projektu szczególnie cenili dziewczyny z prowincji, które swoją edukację zakończyły na liceum. Bez słowa skargi kwaterowały się w barakowozach, bez żadnych pytań wykonywały każde polecenie, nie były tak ciekawskie jak ci, którzy skończyli studia.
Bo choć pytania same cisnęły się na usta (dlaczego z taśmy produkcyjnej nie wyjeżdża żaden towar? Co oznaczają symbole J, M,Q,R?) - nie należało ich zadawać. Nie należało też rozmawiać o pracy - ani z chłopakiem, ani ze współlokatorką. Dociekliwych szybko żegnano. A szansy powrotu do miejsca, które mimo tych wszystkich tajemnic i niedogodności, dawało w końcu stałą pracę i godziwą pensję. Nie bez znaczenia było też poczucie, że uczestniczą w czymś wielkim i ważnym, że wyniki ich pracy mogą uratować kraj. W obliczu toczącej się na starym kontynencie wojny, to był argument nie do przebicia.