Są książki, które powinni czytać ludzie znerwicowani. Po prostu lekarze powinni je przepisywać niektórym pacjentom. Może też na sen. A może jednak nie bo pacjent dopiero by się zirytował tym, że po prostu nic, zwyczajnie nic się nie dzieje. Tak właśnie jest w tej książce.
Kochają ją wszyscy i ona wszystkich też, nawet samozwańczego parkingowego, który jest postrachem wielu kierowców. Kiedy bohaterka rozgląda się po ogrodzie wiecie, że za chwilę z krzaków wyjdzie… pies. I wychodzi, bo pies w dworze i przy takiej wrazliwej osóbce musi być.
Gdzieś w tle opowieści są biologiczni rodzice i dziadkowie młodej kobiety, co może powinno udramatyzować jej losy, ale tak nie jest. Wszystko dzieje się jak w bajce – rodzinny dworek odzyskany bez problemów, ekipa remontowa ją kocha i jest skrupulatna, uczciwa o kłopotach finansowych cisza, choć skąd korektorka ma na wszystko pieniądze, zauroczeni sa nia wszyscy, facetów ma na skinięcie piękna główką.? Po prostu życie sunie jak po maśle. Tak słodko, że aż mdli.