Muza SA
Tak to jest jak spadkobiercy nie realizują ostatniej woli umierającego Autora. No i teraz się zmagamy z 1000 stronami tekstu i ciężkim tomiszczem.
I teraz przygody czwórki młodych literaturoznawców, których łączy przyjaźń (czasami niektórych seks) oraz fascynacja dziełem tajemniczego niemieckiego pisarza Benna von Archimboldiego mamy w opasłym tomiszczu.
Ale i tak wielbiciele prozy Bolano się skuszą, jeśli już nie kupili „2666”, bo kto raz wsiąkł w „Dzikich detektywów” czy „Gwiazdę daleką” ostatniego tekstu ulubionego autora nie odpuszczą. I nie będą żałować, bo jest tam wszystko za co się lubi tego niezwykłego chilijskiego twórcę.
Poszukiwania zaginionego pisarza, którego sława rośnie a twarz i życie pozostają nieznane. Luźne wątki – pozornie luźne – które wodzą czytelnika na manowce by niespodziewanie się przeciąć, dopełnić czy spleść. I znów się czuje, że autor „2666” dzieciństwo spędził w Chile, młodość w Meksyku, a po latach tułaczki po Ameryce Łacińskiej, północnej Afryce osiadł w Europie.
Nawet to, że pięć części rzeczywiście można czytać zupełnie oddzielnie, tylko dodaje „2666” uroku. I trochę kusi, żeby spełnić wolę ulubionego Autora i po pierwszej części odłożyć tom. Jesienią 2013 przeczytać sobie drugą opowieść, w 2014 kolejną i tak do 2016.
Ale to trudne ćwiczenie z silnej woli.
Ponieważ polski czytelnik ma na półce już chyba całego Bolano to już nie musimy się dziwić, że to jeden z najpopularniejszych pisarzy latynoamerykańskich swojego pokolenia (1953–2003).
(red)