Jak działać, gdy pojawi się terrorysta? Ćwiczyły to w środę wspólnie policja, straż pożarna, Straż Miejska, pogotowie i inne służby ratownicze.
Wyciek neutralizowali strażacy ubrani w specjalne kombinezony. Straż ściągnęła też na miejsce specjalną, rozkładaną komorę dekontaminacyjną. To namiot, w którym osoby wychodzące ze skażonej strefy czyszczone są z chemikaliów.
Do akcji wkroczyli policyjni negocjatorzy. - To był człowiek zdesperowany. Chciał, żeby świat się dowiedział, co się dzieje w Lublinie, bo miał problemy finansowe. Tak, my naprawdę prowadziliśmy te rozmowy. Takie ćwiczenia są nam potrzebne, by lepiej sobie radzić w rzeczywistych sytuacjach - mówi policyjna negocjatorka.
W większości przypadków rozmawia z osobami planującymi samobójstwo. - Które chcą skoczyć z balkonu, albo rzucić się pod pociąg.
Scenariusz zakładał szczęśliwe zakończenie. Policyjni antyterroryści obezwładnili napastnika, a ranni, w których wcielili się jeden urzędnik i dwóch działaczy PCK zostali zabrani przez karetki.
- Poszczególne służby będą teraz analizowały, co poszło dobrze, a co należy poprawić - mówi Jerzy Ostrowski, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa Mieszkańców i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta. - W tej chwili wiemy już, że powinien być większy przepływ informacji do rzecznika prasowego prezydenta - dodaje.
Ćwiczenia miały pokazać, jak działałyby służby, gdyby taki atak przydarzył się naprawdę. - Ale nie wszyscy działali tak, jakby dopiero dowiedzieli się o ataku. Strażacy uczciwie jechali prosto z bazy na Szczerbowskiego. Ale karetka wcale nie wyruszyła ze stacji pogotowia, tyko stała na ul. Kazimierza Wielkiego. Stamtąd na sygnale przejechała kilkadziesiąt metrów pod Globus.