Zagrożony jest termin przywrócenia ruchu pociągów z Lublina przez Dęblin do Warszawy. Przyznaje to wiceminister odpowiedzialny za kolej. Wszystko przez to, że opóźnił się wybór firmy, która zamontuje urządzenia niezbędne do wpuszczenia pociągów na tory
Trwające prace widać gołym okiem, bo rozebrana jest już spora część torów, a na stacji Lublin trwa demontaż peronów. Ale nowe tory i perony nie wystarczą do wznowienia ruchu. Ta „układanka” ma nieco więcej elementów. Dokładnie osiem, bo na tyle części podzielono przebudowę. To dlatego inna firma kładzie tory od Lublina do Dęblina, inna od Dęblina do Pilawy, a jeszcze inna odpowiada za rozbiórkę budynków.
Jedno z tych zleceń dotyczy urządzeń sterujących ruchem, bez których nie ma mowy o wpuszczeniu pociągów na tory. I właśnie z tym zleceniem jest problem. Umowa z wykonawcą została zawarta dopiero pod koniec września.
– Podpisanie umowy nastąpiło z ponad trzymiesięcznym opóźnieniem w stosunku do zaplanowanego harmonogramu z uwagi na szereg odwołań do Krajowej Izby Odwoławczej oraz sądu – wyjaśnia wiceminister infrastruktury Andrzej Bittel w odpowiedzi na interpelację posła Marcina Duszka (PiS).
Z tego powodu nierealne może się stać otwarcie torów w zakładanym wcześniej terminie, czyli w grudniu 2018 r. Właśnie wtedy pociągi powinny powrócić na szlak między Lublinem a Pilawą. Sam wiceminister przyznaje wprost, że może być z tym problem.
– Istnieje ryzyko negatywnego wpływu opóźnienia w podpisaniu umowy na zaplanowane terminy – stwierdza Bittel.
Wiceminister zapewnia, że zarządzająca torami spółka PKP Polskie Linie Kolejowe „zostanie zobowiązana” do zrobienia wszystkiego co możliwe „aby dotrzymać terminu wznowienia ruchu (...) w grudniu 2018 roku”. Kiedy uda się wpuścić pociągi na tory? Spytaliśmy o to również spółkę, ale od piątku nie doczekaliśmy się jakiejkolwiek odpowiedzi.
Im dłużej zamknięta będzie linia, tym dłużej podróżni jadący z Lublina do Warszawy będą wybierać między pociągiem wiozącym ich naokoło przez Lubartów, Parczew i Łuków, a podróżą autobusem lub busem. Koleją do stolicy jedzie się teraz co najmniej trzy godziny.
Niedogodności jest więcej, bo nie da się w Lublinie wsiąść w pociąg do Krakowa, Katowic i Wrocławia, a za dwa tygodnie podróż do tych miast stanie się jeszcze trudniejsza. Dlaczego? Teraz kolej dowozi swoich pasażerów zastępczymi autobusami z Lublina do Dęblina, gdzie mogą przesiąść się do pociągu w stronę Małopolski, Śląska i Dolnego Śląska. Od 10 grudnia na taką przesiadkę będzie trzeba jechać... aż do Radomia.