Ratusz przymierza się do urządzenia publicznego szaletu na Starym Mieście. Ale plany będzie musiał jeszcze zaakceptować konserwator zabytków.
Teraz turystom pozostaje tylko nerwowo przebierać nogami i z rumieńcem wstydu rozglądać się za cichym zakątkiem, do którego można wymknąć się za potrzebą.
- W naszej dzielnicy nie ma ani jednego publicznego szaletu - skarży się Zofia Popiołek, przewodnicząca Zarządu Dzielnicy Stare Miasto. - Dlatego szaletem staje się każde ustronne miejsce.
Ratusz ma dwa pomysły na urządzenie ogólnodostępnej toalety. - Taki obiekt można by zbudować na błoniach koło Zamku.
Myślimy też nad otworzeniem toalety w przejściu pod wiaduktem między placem Zamkowym a błoniami - mówi Tomasz Radzikowski, dyrektor Wydziału Gospodarki Komunalnej w Urzędzie Miasta. - Myśleliśmy też o ulokowaniu szaletu w jednej z naszych kamienic, ale okazało się to niemożliwe - dodaje. - Bo wszystkie lokale mamy wynajęte - wyjaśnia Henryk Łacek, dyrektor Zarządu Nieruchomości Komunalnych.
Na budowę szaletów musi się najpierw zgodzić Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków, bo Stare Miasto podlega jego ścisłemu nadzorowi.
- Toaleta w tym rejonie na pewno jest potrzebna, choć trudno mi się odnosić do tych pomysłów, bo jeszcze nie zostały nam przedstawione - mówi Halina Landecka, wojewódzki konserwator zabytków. Ale przyznaje, że ma pewne zastrzeżenia do obu proponowanych lokalizacji. - Nie bardzo wiem, gdzie konkretnie taki obiekt mógłby stanąć koło Zamku, bo są tam i miejsca pamięci i pewna otwarta przestrzeń, którą pawilonik mógłby zaburzać. W przejściu pod wiaduktem miejsce, owszem, jest. Ale trzeba by wyprowadzić na zewnątrz instalacje wentylacyjne - zaznacza Landecka.
- Na razie, zanim wymyśli się cokolwiek innego, na Starym Mieście powinny stanąć chociaż przenośne toalety. Wiem, że nie są piękne. Ale lepsze to, niż brudzenie w załomach zabytków - mówi Popiołek.
Ratusz już szuka innego pomysłu. - Napisaliśmy prośbę do restauratorów, żeby udostępniali swoje toalety turystom. Nie muszą być miejsca bezpłatne - podkreśla Łacek. - Nie widzę żadnego problemu, jeżeli już ktoś przychodzi w takiej sprawie, to znaczy, że musi - mówi Justyna Domaszewicz, szefowa winiarni U Dyszona. - Już teraz mam takie wizyty. I nie wyobrażam sobie, żebym pobierała opłaty.
• Masz pomysł jak rozwiązać problem braku toalet na Starym Mieście? Pisz: