Romek Kaczmarczyk i Stefan Myszak dali popis siekania kapusty
W sobotę, Pierwszy Festiwal Kwaszeniaków i Kiszeniaków w Krzczonowie rozpoczął się przyjazdem wasąga pełnego kapusty.
– Przywieźliśmy około 200 kilogramów kapusty w główkach – mówi Elżbieta Wójcik, prezes Polskiej Izby Produktu Regionalnego. Kilkudziesięciu kilogramowa partia twardych jak kamień główek kapusty wylądowała na scenie, w specjalnej beczce. Ostre jak brzytwa topory w rękach Romka Kaczmarczyka i Stefana Myszaka szybko pocięły kapustę.
– Cięcie kapusty toporami wymaga wprawy. Jak szybko tniemy beczkę? To zależy od kapusty. Jak jest twarda, to można się trochę napocić – mówi Romek Myszak.
– Każdy z naszych gości mógł bezpłatnie sprawdzić, jak smakuje lokalna, kiszona kapusta, ogóreczek i jabłko. Po gratisowe zestawy degustacyjne ustawiała się kolejka smakoszy – dodaje Jerzy Wójcik, szef Cechu Rzemiosł Spożywczych w Lublinie, który wspólnie z gminą Krzczonów zorganizował sobotnią imprezę.
Gdy siekanie zostało zakończone, do akcji ruszyły bose stopy. Co odważniejsi ochoczo zrzucali obuwie, myli nogi i hop do beczki z posiekaną kapustą. – Chodzi o to, aby jak najmocniej udeptać kapustę. Potem tylko żytnia mąka i można kisić. Bez grama soli. Taka kapusta jest palce lizać – dodaje Alina Myszak z Kocudzy.
Na stoiskach za kilka złotych można było spróbować specjałów z 38 różnych kramów. Były mięsa, lokalne wypieki, ryby marynowane na sposób japoński i wiele innych smakołyków.
W międzyczasie toczyła się także rywalizacja w wielu konkursach i quizach.
– Pierwszy festiwal okazał się niezwykle udany: 38 wystawców i tłumy ludzi – podkreśla Jerzy Wójcik. – Już myślimy, aby w przyszłym roku, oczywiście, w Krzczonowie zorganizować jeszcze większą imprezę, ale już o zasięgu ogólnopolskim.