Martwego łosia znalazł wczoraj w lesie mieszkaniec Świdnika. Prawdopodobnie tego samego, którego we wtorek służby weterynaryjne uśpiły i wywiozły z Lublina.
Zdaniem Plenkiewicza, zwłoki łosia leżą w dziwnym miejscu. – Gdyby chciał skonać, nie kładłby się blisko drogi, którą przechodzą ludzie. Raczej zaszyłby się gdzieś w gęstwinie, by skonać w spokoju – uważa świdniczanin i podejrzewa, że to to samo zwierzę, które kilka dni temu przybłąkało się do Lublina.
Przypomnijmy. We wtorek rano łoś próbował dostać się przez ogrodzenie do byłej jednostki wojskowej przy ul. Grenadierów w Lublinie. Po nieudanej próbie sforsowania płotu położył się i skubał trawę.
Policjanci zabezpieczyli teren. Wezwano służby weterynaryjne. Pracownicy z Lubelskiego Centrum Małych Zwierząt podali łosiowi środki uspakajające. Na tyle silne, by unieruchomiły 350-kilogramowe zwierzę. Następnie wywieźli łosia do lasu koło Świdnika.
– Akcja przebiegła prawidłowo, nikomu z ludzi nic się nie stało, także łoś nie odniósł żadnych obrażeń i o własnych siłach, zaraz po wybudzeniu, odszedł w stronę lasu – zapewnia Tadeusz Zych, szef LCMZ. I dodaje, że akcję wypuszczenia łosia nadzorował lekarz, który nie zaobserwował niczego niepokojącego.
– Dowód, że zwierzę poszło do lasu jest w posiadaniu lubelskiej Straży Miejskiej, oni dokumentowali ten moment – mówi Zych.
Szef LCMZ nie może wykluczyć jednak, że stres i wyczerpanie spowodowały, że nie wytrzymało serce zwierzęcia i padło, kiedy ludzie już odjechali.
Policja o znalezieniu martwego łosia dowiedziała się od nas.
– Natychmiast wysyłamy tam patrol – zapewniała nas Małgorzata Szczepanowska, oficer prasowy policji w Świdniku. I dodała, że na miejsce zostanie wezwany lekarz weterynarii, który zabezpieczy zwłoki zwierzęcia.