O doprowadzenie do Świdnika lubelskich linii autobusowych proszą mieszkańcy tego miasta. – W porządku, tylko niech Świdnik do tego dopłaci – mówią władze Lublina. Na to świdniccy radni już raz się nie zgodzili. Ale będzie drugie podejście.
– Jesteśmy bodajże jedyną gminą sąsiadującą z Lublinem, która takiego porozumienia jeszcze nie zawarła – przyznaje Andrzej Radek, zastępca burmistrza miasta.
Lublin proponował już, by oba miasta dogadały się w tej sprawie. Gotowy był projekt linii. Autobus miał wyruszać z ul. Zana obok ZUS, później jechałaby al. Kraśnicką, Al. Racławickimi, Krakowskim Przedmieściem, ul. 3 Maja i Mełgiewską.
W Świdniku miałby 10 przystanków, a trasa kończyłaby się przy stacji Świdnik Wschodni. Plany mówiły o 80 kursach w ciągu dnia powszedniego, 56 w sobotę oraz 32 w niedzielę i dzień świąteczny. W szczycie autobusy mogłyby kursować nawet co 8 minut. Projekt zakładał, że cena biletu będzie taka sama, jak w komunikacji miejskiej w Lublinie, czyli 2,40 zł.
– Propozycja została skierowana już na początku roku – stwierdza Tomasz Siedlecki z ZTM w Lublinie. W dokumentach były dwa warianty: pierwszy zakładał, że Świdnik pokryje 30 proc. kosztów utrzymania linii, drugi mówił o 50-proc. udziale.
Ale na to nie zgodzili się świdniccy radni i odrzucili propozycję. Bez ich zgody burmistrz nie może podpisać dokumentu. – Na wakacyjnej albo wrześniowej sesji ponownie skierujemy projekt porozumienia pod obrady i znów zarekomendujemy radnym jego poparcie – zapowiada burmistrz Radek. – Nadal zależy nam na uruchomieniu takiej linii – podtrzymuje swoje stanowisko Siedlecki.
Pasażerowie liczą, że coś się wreszcie zmieni. Tak jak jedna ze świdniczanek studiujących w Lublinie przy Mełgiewskiej, która poskarżyła się nam na problemy z dojazdem przez Zadębie na sobotnie egzaminy. – Mam do wyboru albo wstawać o 5 rano, albo jechać na styk i dodatkowo się stresować, że nie zdążę.