Od nowa Ratusz będzie szukać firmy, której powierzy akcję wywożenia dzikich lisów poza granice miasta. Wszystko przez to, że do uganiania się za zwierzętami prawie nie było chętnych.
Plan był taki, że akcja zacznie się w styczniu i potrwa do końca marca. Jednak nieświadomym niczego rudzielcom, dla których miasto jest jedną wielką wyżerką, na razie nie grozi eksmisja. Dwunożnym coś poszło nie tak. Zlecenie na odłów zwierząt miała dostać firma wybrana spośród tych, które odpowiedzą na ogłoszenie opublikowane przez Urząd Miasta. Ale odzew był mizerny. – Wpłynęła tylko jedna oferta – przyznaje Olga Mazurek z lubelskiego Ratusza.
Urzędnicy przyznają, że liczyli na większe zainteresowanie i większy wybór. W sytuacji, gdy chętny wykonawca jest tylko jeden, nie do końca wiadomo, czy jego oferta jest atrakcyjna, bo nie bardzo jest z czym ją porównać. Tym bardziej, że takiej akcji samorząd Lublina jeszcze nie zlecał. W przeszłości była tylko jedna, o wiele mniejsza obława, dotycząca jednego parku.
Ratusz już zapowiada, że drugi raz poszuka chętnych do odłowienia lisów. – Zrobimy to w ciągu kilku dni – deklaruje Mazurek. Od firmy, która przeprowadzi odłów miasto oczekuje zarówno odpowiedniego sprzętu (klatki, sieci, strzelba) oraz wykwalifikowanej ekipy (czterech łowczych, lekarz weterynarii od dzikich zwierząt i osoba z uprawnieniami na broń usypiającą).
W trakcie akcji lisy mają być zwabiane do klatek, z których nie będą w stanie wyjść, a po podaniu środka usypiającego wywożone poza miasto. Wszystko ma się odbyć tak, by zwierzętom nie stało się nic złego. Ratusz tłumaczy, że na odłów zdecydował się po licznych skargach mieszkańców, którym widok lisów napędził strachu. A jest to widok dość powszechny nie tylko na peryferyjnych Czubach, ale też np. na znajdującej się niemal w samym centrum Wieniawie. Według szacunków w Lublinie żyje około 30 lisich rodzin.
Nieudana akcja w Ogrodzie Saskim
Na znacznie mniejszą skalę i bez powodzenia podobna akcja została przeprowadzona w Ogrodzie Saskim w listopadzie 2014 r. Urząd Miasta kazał zamknąć park na noc i rozstawić klatki, a wszystko to tłumaczono obawą o pawie, które sprowadzano wówczas do Ogrodu Saskiego. Park zamknięto, klatki ustawiono, ale żaden lis się w nią nie złapał.