Przedłuża się proces odwoławczy prokuratora Roberta B. Odpowiada on za nieumyślną utratę broni.
W pierwszej instancji sąd uznał go za winnego. Robert B. odwołał się od tego rozstrzygnięcia do Sądu Okręgowego w Lublinie. Wyrok miał zapaść w październiku, ale sąd postanowił wznowić proces i dodatkowo przesłuchać dwóch świadków. Jeden z nich składał wyjaśnienia w środę. Działo się to za zamkniętymi drzwiami.
– Jawność postępowania została wyłączona ze względu na interes państwa – tłumaczy sędzia Artur Ozimek.
Drugi ze świadków nie stawił się w sądzie. W tej sytuacji sprawę odroczono do 18 grudnia. Wtedy też można się spodziewać zakończenia postępowania.
Sądowa batalia dotycząca zniknięcia pistoletu prokuratora toczy się już dziewięć lat. W lutym 2006 r. Robert B. został szefem Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie. Świętował awans ze znajomymi. W tym samym czasie, w niewyjaśnionych do tej pory okolicznościach, przepadł jego pistolet i 22 naboje.
Glock i amunicja miały leżeć w szafie pancernej, w gabinecie. Robert B. przekonywał, że ktoś je stamtąd ukradł. Śledczy zarzucili mu, że nieumyślnie naruszył zasady przechowywania broni. W pierwszym procesie Robert B. został uniewinniony. Sąd odwoławczy skierował sprawę do ponownego rozpoznania. W marcu Sąd Rejonowy Lublin-Zachód uznał Roberta B. za winnego. Odstąpił jednak od wymierzenia kary. Z ustaleń sądu wynikało, że Robert B. najprawdopodobniej zgubił glocka. Mogło do tego dojść w jego domu podczas spotkania ze znajomymi.
– Robert B. nie miał w domu odpowiedniej kasety lub sejfu. Pistolet trzymał na szafce, a kiedy przychodzili goście, w sypialni. Postępował z bronią w sposób niezgody z prawem – ocenił sędzia Bernard Domaradzki.
W swoich apelacjach, Robert B. i jego obrońca utrzymują, że broń została skradziona.