Agnieszka Szybalska za śmierć swojego synka obwinia lekarzy z SPSK1 w Lublinie. Franek żył tylko dwa dni. Jego matka domaga się od szpitala 330 tys. zł zadośćuczynienia
– Gdyby lekarze działali sprawniej, moje dziecko by żyło – podkreśla Agnieszka Szybalska. I zapowiada: Będę walczyć o to, żeby ponieśli za to odpowiedzialność.
O tej sprawie po raz pierwszy pisaliśmy w październiku 2010 r. Szybalska trafiła wówczas na oddział ratunkowy szpitala przy ul. Staszica po tym jak zasłabła za kierownicą i uderzyła samochodem w latarnię. Z miejsca wypadku zabrała ją karetka. – Choć była w ósmym miesiącu ciąży, zrobiono jej tylko rentgen głowy – opowiadała nam wówczas Marta Kozłowska, która była z panią Agnieszką w szpitalu.
Przez prawie trzy godziny kobieta nie została zbadana przez ginekologa. – Dopiero po wielokrotnych prośbach przewieziono ją na oddział patologii ciąży i wykonano odpowiednie badania. Tam lekarze natychmiast podjęli decyzję o cesarskim cięciu – relacjonowała pani Marta. – Dziecko urodziło się w bardzo ciężkim stanie, jego serce nie biło. Potrzebna była reanimacja.
Mały Franek żył niespełna dwa dni. Diagnoza: ciężkie niedotlenienie wewnątrzmaciczne.
Pani Agnieszka chce złożyć subsydiarny akt oskarżenia, który daje jej możliwość występowania przed sądem w roli oskarżyciela. – Prokuratura umorzyła śledztwo, bo nie znalazła tzw. znamion czynu zabronionego. Złożyłyśmy zażalenie i sąd podzielił zarzut, że opinie biegłych zawierają szereg sprzeczności i nie wyjaśniają okoliczności śmierci synka pani Agnieszki. Mimo to śledztwo ponownie zostało umorzone – mówi adwokat Kamila Ćwikińska. – Teraz wystąpimy o opinie ośrodków specjalistycznych z zakresu położnictwa i neonatologii. Chcemy uzyskać odpowiedzi na kluczowe pytania dotyczące związku pomiędzy brakiem fachowej pomocy, a śmiercią dziecka.
Chodzi głównie o brak konsultacji i badania przez specjalistów. – Tym bardziej, że lekarze nie musieli w pierwszej kolejności podejmować czynności ratowania życia matki. Miała jedynie niewielki uraz głowy – zaznacza adwokat Ćwiklińska. Równolegle w tej sprawie rozpoczyna się proces cywilny, w którym pani Agnieszka z rodziną domaga się od szpitala zadośćuczynienia o łącznej wysokości 330 tys. zł.
O stanowisko szpitala zapytaliśmy w czwartek. Nadal czekamy na odpowiedź. Tuż po zdarzeniu w 2010 roku dyrektor SPSK1 tłumaczył, że pacjentka skarżyła się na ból głowy, a nie na dolegliwości związane z ciążą.
– Lekarz dyżurny po przywiezieniu pacjenta z wypadku natychmiast robi wywiad i przeprowadza badanie fizykalne. Decyduje też o kolejności i czasie wykonania badań i konsultacji specjalistycznych – tłumaczył dyr. Adam Borowicz. – Jeśli pacjent zgłasza ból głowy, a jest po wypadku, to najpierw wykonuje się badanie czaszki.