Rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i trzyletni zakaz pracy w budżetówce. Taki wyrok usłyszał w czwartek Łukasz S. – były strażnik z Aresztu Śledczego w Lublinie. Skazano go za przekroczenie uprawnień i wynoszenie do domu służbowych sprzętów
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
– Oskarżony uchybił podstawowym obowiązkom pracowniczym poprzez to, że ukradł mienie swojego pracodawcy – uzasadniał wyrok sędzia Bernard Domaradzki z Sądu Rejonowego Lublin-Zachód. – Stąd kara w postaci trzyletniego zakazu pracy w sferze budżetowej. Oskarżony nie powinien mieć dostępu do mienia publicznego.
O skandalu z udziałem Łukasza S. piszemy od marca ubiegłego roku. Strażnik został wówczas przyłapany na wynoszeniu z aresztu drobnych sprzętów AGD – żelazka i maszynki do strzyżenia. Wartość tych przedmiotów wyceniono na 135 zł. Łukasz S. wpadł w wyniku kontroli zarządzonej przez swoich przełożonych. W jego szafce znaleziono służbowe przedmioty, przygotowane do wyniesienia. Po wpadce i po rozmowie z dyrekcją aresztu zwrócił zabrane sprzęty.
W procesie odpowiadał przede wszystkim za przekroczenie uprawnień. Kontrola wykazała, że Łukasz S. miał własny zestaw kluczy do pomieszczeń służbowych, w tym krat i przejść. Kluczy tych nie było w żadnej ewidencji. Strażnikowi zarzucono również brak nadzoru nad więźniami pracującymi w magazynie. 34-latek nie przyznał się do zarzutów.
– W swoich wyjaśnieniach w istocie potwierdził jednak, że używał kluczy, których nie było w ewidencji – dodał sędzia Domaradzki. – Nie negował również, że nie pilnował osadzonych.
Strażnik tłumaczył, że maszynkę i żelazko zabrał do domu, by je naprawić. Takie miało być nieformalne polecenie przełożonych.
– Nie ma na to dowodów. Sytuacja finansowa aresztu pozwala na zlecanie napraw drobnych sprzętów – dodał sędzia Domaradzki.
Łukaszowi S. groziło nawet do 10 lat więzienia. Sąd skazał go jednak na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Do tego należy doliczyć 3 tys. zł grzywny oraz blisko 1300 zł kosztów sądowych. Łukasz S. nie może także przez trzy lata pracować w budżetówce. Wyrok ma również zostać wywieszony na dwa miesiące na tablicy informacyjnej w areszcie.
– Aby dla innych funkcjonariuszy był przestrogą przed wkroczeniem na drogę przestępstwa – skwitował sędzia Domaradzki. Oskarżenie domagało się, by wyrok odczytać podczas specjalnego apelu dla pracowników aresztu. Sąd się na to nie zgodził. Uznał, że taka forma kary „kojarzy się z czasami minionymi”. Wyrok nie jest prawomocny.
Po wpadce Łukasz S. został wyrzucony ze służby. W cywilu pracuje jako magazynier.