Do szpitali oddalonych nawet o 300 km jeżdżą lekarze z Lublina po chorych w stanie krytycznym wymagających terapii z użyciem sztucznego płucoserca. To jedyny ośrodek, oprócz Poznania, który transportuje takich pacjentów.
Trzy aparaty ECMO (czyli sztuczne płucoserce, przepompowuje krew pacjenta, dzięki czemu do krwiobiegu wraca już natleniona) pracują w lubelskim ośrodku bez przerwy. – W tym momencie mamy trzech pacjentów. Dwóch jest jeszcze podłączonych do aparatury, jeden jest już szykowany do wybudzenia i odesłania do ośrodka macierzystego – mówi dr hab. n.med. Mirosław Czuczwar, kierownik II Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii SPSK1 w Lublinie, w ramach której działa ośrodek ECMO.
- To pacjenci z Lubartowa, ale też z Siedlec i Ostrowca Świętokrzyskiego – wylicza lekarz i dodaje, że urządzenie ratuje życie stosunkowo młodym osobom, w wieku przeciętnie 30-50 lat. To pacjenci, u których wystąpiły ciężkie powikłania po grypie. - Większość ma wirusowe i bakteryjne zapalenie płuc. Wszyscy, którzy ostatnio do nas trafili mieli grypę typu A – mówi Czuczwar. – W sezonie jesienno-zimowym przybywa takich chorych. Jest ich nawet siedmiu w ciągu miesiąca.
Do lubelskiego ośrodka trafiają pacjenci nie tylko z województwa lubelskiego, ale też mazowieckiego, świętokrzyskiego, podkarpackiego czy małopolskiego. 80 proc. z nich było transportowanych z innych ośrodków.
– Jeździmy nawet 300 km od Lublina na Mazowsze czy pod Kraków. Średni dystans jaki pokonujemy jadąc po pacjenta to ok. 100 km – mówi Czuczwar i podkreśla, że efekty leczenia są bardzo dobre. - Przeżywalność mamy na poziomie 75 proc.. W ciągu trzech lat mieliśmy tylko trzy zgony. To potwierdza, że ryzyko, które podejmujemy decydując się na transport pacjenta ma sens – zaznacza dr Czuczwar. - Terapię ECMO stosuje się u pacjentów w stanie krytycznym. Gdyby nie to, nie przeżyliby. Powikłań po terapii nie ma. Po jej zakończeniu pacjenci wracają do normalnego funkcjonowania.
Dlaczego inne ośrodki oprócz Lublina i Poznania nie transportują chorych? – Transport pacjenta nie jest oddzielnie finansowany przez NFZ. Finansowana jest sama procedura ECMO. Ponadto wiąże się to z ryzykiem. Nie możemy dać pacjentom stuprocentowej gwarancji na przeżycie – mówi dr Czuczwar. – Zaczęły się próby stworzenia sieci ośrodków ECMO, które mogłyby zapewnić również transport chorych. Cały czas trzeba też zwiększać świadomość lekarzy, żeby wiedzieli, że mogą zgłaszać pacjentów do takiej terapii. Im szybciej tym lepiej. Najlepiej do 48 godzin po wystąpieniu powikłań.
Płucoserce na telefon
Z lubelskim ośrodkiem kontaktują się przede wszystkim szpitale powiatowe, w których lekarze wyczerpali dostępne im metody terapeutyczne.
Takich telefonów jest coraz więcej, nawet 2-3 dziennie. Po otrzymaniu informacji o pacjencie w stanie krytycznym lekarze weryfikują je prosząc o wysyłanie wyników badań MMS-em.
Po pacjenta jedzie karetką dwóch lekarzy z aparatem ECMO. Na miejscu podłączają go do aparatury i transportują do lubelskiego ośrodka.