Mają polskie korzenie, mówią po polsku i czują się Polakami. Ale już niedługo rodzina, od 8 lat mieszkająca w Lublinie,
Elizaveta K. uczy się w pierwszej klasie V Liceum Ogólnokształcącego. - Ma świetne oceny, jest bardzo zdolna i przykłada się do nauki - zachwala Anna Woźniakowska, wicedyrektor szkoły.
Przed ośmiu laty Elizaveta wraz z rodzicami i piątką rodzeństwa wyruszyła z Nowosybirska do Lublina. - Zamieszkali w bardzo skromnych warunkach, w domku letniskowym przy ulicy Grzybowej - mówi Emilia Madany, pedagog z V LO. - Mimo ciężkiej sytuacji materialnej państwo K. nie prosili o pomoc, radzili sobie dzięki ciężkiej pracy i ogromnej chęci przetrwania.
- Wszystkie dzieci chodziły do lubelskich szkół - dodaje Madany. - Rodzice uczyli ich w domu języka polskiego, polskiej kultury i historii.
Aż do zeszłego tygodnia, kiedy lubelska policja zatrzymała całą rodzinę. A sąd podjął decyzję o deportacji. Na razie wszyscy trafili na 90 dni do ośrodka dla cudzoziemców w Białej Podlaskiej. Do tego czasu mają zostać dopełnione wszystkie procedury związane z deportacją.
Wczoraj o wstrzymanie deportacji zaapelowała rada pedagogiczna V LO. Nauczyciele napisali specjalny list do marszałka Senatu. - Chcemy też zainteresować tym lubelskich posłów i lokalne władze - dodaje Woźniakowska.
Okazuje się, że te ostatnie sprawę znają od dawna. - W 2003 r. rodzina K. ubiegała się o status uchodźców. Jej członkowie wystąpili też o zezwolenie na zamieszkanie w Polsce przez czas określony - wyjaśnia Małgorzata Tatara, rzecznik wojewody lubelskiego. - Na oba wnioski uzyskali odpowiedź odmowną.
Powód?
- Cała rodzina przebywa w naszym kraju nielegalnie. Ani rodzice, ani dzieci nie mają wiz, co jest podstawowym warunkiem wydania zgody na czasowe zamieszkanie - tłumaczy Tatara. - Od tej decyzji państwo K. odwoływali się do różnych instancji, aż wreszcie Wojewódzki Sąd Administracyjny podtrzymał stanowisko wojewody.
Nauczyciele z V LO nie chcą się z tym pogodzić. - Pamiętajmy, że za każdą formułą kodeksu znajdują się żywi ludzie, którym albo zniszczymy życie, albo pomożemy. Dlatego prosimy o ponowne rozpatrzenie sprawy państwa K. i stworzenie możliwości ukończenia szkoły ich dzieciom - napisali pedagodzy w liście do marszałka Senatu Bogdana Borusewicza.
- Tym bardziej że w ich żyłach płynie polska krew. Ich przodkowie, walczący w powstaniu styczniowym, zostali zesłani w XIX wieku do Nowosybirska - podkreśla Madany. - Szkoda że teraz nikt nie pamięta o potomkach polskich bohaterów.
Do sprawy wrócimy.