Agnieszka Cieślak wygrała w listopadzie wybory i została wójtem gminy Wojcieszków (pow. łukowski). Ale w kwietniu może się okazać, że źle policzono głosy i straci stanowisko. – Czuję niesmak. To jest sytuacja zawieszenia, urzędnikom też trudno pracować – mówi.
W wyborach na wójta gminy Wojcieszków startowało pięcioro kandydatów. Do drugiej tury przeszli Agnieszka Cieślak i Krzysztof Szczęśniak, a wójtem ostatecznie została Cieślak. Tyle, że Małgorzata Kulikowska, która w pierwszej turze zajęła trzecie miejsce wniosła protest wyborczy do sądu, bo jej zdaniem w pierwszej turze źle policzono głosy. Ona uzyskała 949 głosów, a Cieślak 958.
Pierwsza rozprawa odbyła się w grudniu, czyli już po drugiej turze wyborów, zwycięskiej dla Agnieszki Cieślak. – Sąd nie ma obowiązku rozpatrzenia tej sprawy w trybie 24-godzinnym, tak jak to się odbywa w przypadku nieprawidłowości w kampanii wyborczej. Tutaj nie ma określonego limitu czasowego – tłumaczy sędzia Barbara Markowska, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie.
– Dla mnie to sytuacja absurdalna, że sprawa nadal dalej się toczy. Mam żal, że ten protest nie został rozpatrzony do drugiej tury wyborów – podkreśla pani wójt.
Kolejna rozprawa odbędzie się w kwietniu. – Sąd wyznaczył termin rozprawy w przedmiocie dowodu z oględzin kart do głosowania – mówi Joanna Turowska z biura prasowego sądu.
– Głosy zostały tam przewiezione w eskorcie policji. Nikt natomiast nie zajmował się protokołami z komisji. A tam nie ma nic o nieprawidłowościach – zwraca uwagę wójt Cieślak.
Przyznaje, że trudno jest jej rządzić gminą w takiej sytuacji. – Gdyby nie było tego zawieszenia, to gmina miałaby szansę podążyć za innymi. A ta sytuacja nie sprzyja jakimkolwiek projektom, czy decyzjom – skarży się Agnieszka Cieślak.
Wcześniej samorząd nieprzerwanie od 20 lat był w rękach tego samego wójta – Janusza Wylotka, ale nie ubiegał się on o reelekcję. – Inwestycji praktycznie nie było, żadnej energii odnawialnej. Na 60 kilometrów dróg, 27 wciąż jest do zrobienia – wylicza Cieślak. Nowa wójt chciałaby to zmienić, ale jak mówi, już od samego początku swojej kadencji ma pod górkę. Na jednej z pierwszych sesji radni ustalili jej pensję na jednym z najniższych dopuszczalnych poziomów. – Chyba jestem jedynym w Polsce wójtem, który zarabia 3,5 tys. zł netto. To upokorzenie gminy – uważa nasza rozmówczyni. Jej zdaniem, wszystko dlatego, że większość w radzie (12 mandatów) mają radni związani z jej kontrkandydatem w wyborach – Krzysztofem Szczęśniakiem. Przewodniczący rady gminy po decyzji o tak niskiej pensji tłumaczył, że rada zmieściła się w widełkach podanych w przepisach. Dodał, że zawsze jest możliwość podwyższenia płacy.