Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować
Kwalifikację olimpijską wywalczyło dziesięciu sportowców z naszego regionu. Ile przywiozą medali z Chin? Ogromnym osiągnięciem byłby choć jeden! Największe szanse na podium mają zapaśnicy. Ta dyscyplina obecna jest w igrzyskach od samego początku, jeszcze z czasów starożytnej Grecji. I z nią również mamy związane ostatnie miłe wspomnienia. W 1988 roku w Seulu tytuł wicemistrzowski w stylu klasycznym wywalczył dla naszego regionu chełmianin,
Andrzej Głąb
• W Pekinie wystartuje pan po raz drugi w igrzyskach. Przed czterema laty w Atenach nie było radości.
- Żaden polski zapaśnik nie podbił Grecji. Ja byłem wtedy młodym zawodnikiem, dla którego już sam start był wielkim zwycięstwem, przeżyciem i nauką. Według olimpijskiej myśli, że "najważniejszą rzeczą w igrzyskach jest nie zwyciężyć, ale wziąć w nich udział”. A teraz mam 27 lat i jestem w optymalnym wieku. Jestem przygotowany, aby powalczyć o największe cele. Nie wiem, co inni o tym sądzą. Wiem, co sam czuję.
• Jednak całkiem niedawno zmienił pan kategorię i przeszedł z 96 kg na 120 kg. Rywalizacja z większymi facetami to większe wyzwanie.
- A ja uważam, że wyszło mi to na dobre.
• Ale w cięższej kategorii są ciężsi rywale!
- Sama waga nie decyduje o tym, kto jest lepszy. Uważam, że z każdym mogę wygrać, przed nikim nie mam kompleksów. Moim atutem będą szybkość i zwinność. No i element zaskoczenia, bo jestem nowym człowiekiem w tej wadze.
• I nie boi się pan nikogo?
- Nie jestem strachliwą osobą. Każdy ma plecy i każdy może na nich wylądować. Moim celem jest zdobycie w Pekinie medalu.
• Sport do zwycięstwa i porażki. Nie zdarzyło się panu nigdy płakać?
- Kiedyś tak, podczas mistrzostw świata juniorów w Taszkiencie. Walczyłem z zawodnikiem gospodarzy. Uzbek wygrał całkowicie niezasłużenie. Przekonałem się, że swoim pomagają nie tylko ściany. Miałem wszystkiego dość i różne myśli w głowie.
• Jedną z nich pewnie było: pieprzę te zapasy!
- Wtedy tak rzeczywiście było, ale szybko ochłonąłem i zabrałem się do pracy. Bo ta dyscyplina to moje życie.
•Da się wyżyć z zapasów? Przy piłkarzach wyglądacie jak ubodzy krewni...
- I nawet nie mamy się z nimi zamiaru porównywać. Jeśli mam klub, jestem reprezentantem i walczę w lidze niemieckiej, to spokojnie da się żyć. Nie muszę, tak jak inni dorabiać, na przykład staniem na bramce. Choć kiedyś otrzymywałem takie propozycje. A różnica między zapaśnikami i piłkarzami jest też inna, my jeździmy na igrzyska, a oni nie.
• Co pan robił latem 1996 roku? To były piękne chwile polskich zapasów, choć stylu klasycznego. W Atlancie udało się zdobyć aż trzy tytuły.
- Byłem na obozie przygotowawczym dla młodzieży w Brzegu i podziwiałem przed telewizorem nasze triumfy.
• Otatnie już...
- Pojedyncze jeszcze się zdarzały. Myślę, że wtedy w Polskim Związku Zapaśniczym zabrakło menedżera z prawdziwego zdarzenia, który zapewniłby rozwój dyscyplinie, popularyzację w szkołach i telewizji, sponsorów. Działacze pomyśleli, że te medale wystarczą na 100 lat. No i zafundowali sobie wielki post.
• Wolniacy przy klasykach są niezwykle skromni w sukcesy. Nie zazdrościcie kolegom z drugiego stylu?
- Czas to zmienić! Ale mówiąc poważniej, to cieszymy się z ich zwycięstw. Oni z naszych również. Oby w Pekinie były wreszcie do tego powody.
• Sezon to ciągłe zgrupowania, przygotowania i starty w turniejach. Ile czasu spędził pan w tym roku w domu?
- W sumie, może uzbierałby się z miesiąc.
• To pewnie na obozach macie już siebie dosyć.
- Zwłaszcza pod koniec. Przez ostatnie dni nie patrzymy już na siebie, nie rozmawiamy. Czasami zdarzały się przypadki, że ktoś sobie skakał do oczu. Jednak nie ma wielkich konfliktów.
• A pan lubi się bić?
- Nie... jestem spokojnym człowiekiem. Unikam konfliktów i awantur. A może to one mnie omijają? Mam trochę wzrostu i wagi.
• Co robicie podczas zgrupowań w wolnym czasie?
- Niektórzy lubią gry, inni wyjść poza ośrodek. Moją pasją, jak 90 procent mężczyzn, są samochody.
• Ile jechał pan najszybciej?
- 250 km na godzinę, w Niemczech. Nie przerażają mnie duże prędkości.
• Jaki ma pan samochód?
- Teraz forda mondeo. A wcześniej BMW 7. Tylko mi go ukradli, w Poznaniu, jak byłem na obozie. Na szczęście miałem zapłacone autocasco.
• A wracając do tych wyjść poza ośrodek...
- Ale tu nie ma o czym gadać. Wszystko jest dla ludzi. Jak jesteśmy w okresie roztrenowania, to można nawet wyskoczyć na dyskotekę. Ale jak w okresie przedstartowym nie ma mowy o zarwaniu nocy. Można gdzieś wyjść, wypić piwo i do łóżka. W Cetniewie ciszę nocną mieliśmy o godz. 22.30. To może spóźniłem się raz, czy dwa, i to najwyżej kwadrans. Poza tym ja mam dziewczynę. Pierścionek jej dałem, jesteśmy zaręczeni. Za dwa lub trzy lata weźmiemy ślub... A nie możemy porozmawiać o sporcie?
• Proszę bardzo: miał pan kiedyś do czynienia z dopingiem?
- Nie.
• Nie było żadnych propozycji, do trenerów czy kolegów z zespołu?
- Tego nie powiedziałem, bo były.
• Pan jest czysty, a rywal nakoksowany. Przecież on ma większe szanse!
- Może być silniejszy, ale nie musi zwyciężyć. Są jeszcze inne elementy - kondycja, zwinność, szybkość. Gdybym wiedział, że sterydy na 100 procent dadzą mi pewność zwycięstwa, to pewnie bym się skusił i zaryzykował. Ale nie dają.
• Jednak w Pekinie stanie pan naprzeciw wielkich siłaczy.
- Sam ważę 109 kg. Ostatnio walczyłem w sparingach z doświadczonym, 115-kilogramowym Węgrem. I dwa razy wygrałem.
• W Chinach będą jeszcze ciężsi i więksi.
- Kubańczyk ma 127 kg, jednak on uciekł z wyspy do Hiszpanii. Słowak i Ukrainiec wpadli na dopingu. Za swoich największych przeciwników uważam Rosjanina Biljała Makowa i Uzbeka Artura Tajmazowa. Moim celem jest medal, najlepiej złoty. Tylko takie spojrzenie ma sens.
• Jest pan pewny siebie.
- Mieliśmy w kadrze zajęcia z terapeutą od pozytywnego myślenia i nastawienia psychicznego. One mnie zmieniły, pozwoliły uwierzyć. Teraz walczę dużo lepiej.
• Nie jest pan przesądny?
- Nie, mimo że do Chin lecimy 13 sierpnia. Powiem nawet, że to bardzo dobrze
• Do Pekinu wybieracie się razem z Krystianem Brzozowskim, który też ma pozytywne nastawienie.
- Krystian jest najbardziej utytułowany w reprezentacji, w Atenach był czwarty. Jest liderem drużyny narodowej.
• Gdybyście obaj stanęli na podium, to trener Górnika Piotr Garbal chyba by oszalał.
- Oj tak, na pewno by zwariował.