"Schab bieszczadzki w majeranku” to w rzeczywistości kurczak. W "pasztecie grzybowym” nie ma ani grama grzybów, a "parówki cielęce” powstały z indyka. Nieuczciwi producenci żywności sięgają po coraz bardziej wymyślne sposoby, by oszukać klienta.
– Skontrolowali prawie 5,5 tysiąca partii różnych produktów. 1,2 tys. przebadano w laboratoriach – wylicza Małgorzata Cieloch, rzecznik prasowy UOKiK.
Liczby mówią same za siebie. Na 5479 przebadanych produktów najczęściej wprowadzali konsumenta w błąd producenci jajek (34 proc.), masła (15 proc.) i mięsa (10 proc.). Największe grzechy producentów to zamiana droższych surowców na tańsze, ukrywanie ich prawdziwego pochodzenia i dodawanie substancji, które zwiększają wydajność produkcji lub ukrywają wady.
Masło masłu nierówne
Na widelcu znalazły się też inne przetwory mleczne. Tutaj producenci wykazali się wcale nie mniejszą pomysłowością. Jeden z przebadanych serów gouda składał się w 91 proc. z tłuszczów roślinnych. Podobne niespodzianki czekały też na amatorów jogurtu brzoskwiniowego: w ponad 7 proc. składał się on z tłuszczów obcych. A w deserze mlecznym "z czekoladą i orzechami” takich składników nie doszukali się nawet doświadczeni laboranci.
Zbyt małe jaja
Ci, którzy kupując jaja, zwracają uwagę nie na ich rozmiar, ale metodę chowu, też mogą się naciąć. Okazuje się, że pierwsza cyfra na jajku
(0 – chów ekologiczny, 1 – wolny wybieg), 2 – ściółkowy, 3 – klatkowy) nie zawsze mówi prawdę. Inspektorzy wykryli kilka przypadków, gdy jaja oznaczone jako produkt z hodowli naturalnej, zniosły kury, które całe życie spędziły w klatkach. Inni z kolei oznaczali jaja prawidłowo (np. jako chów klatkowy), ale ilustracja na opakowaniu sugerowała coś zupełnie innego – kury spacerujące po trawie.
Cielęcina z indyka, wołowina ze świni
Wyniki? W co dziesiątej partii skład podany przez producenta miał niewiele wspólnego z tym, co trafiało na nasze stoły. Najczęściej producenci fałszowali mięso wołowe, dodając do niego... wieprzowinę.
Sporo na sumieniu mają też wędliniarze. W wędlinach drobiowych, blokowych i kiełbasach znalazło się nawet do 5 proc. skrobi (o czym producent "zapomniał” poinformować na opakowaniu). Okazało się też, że kabanosy (w założeniu to kiełbasa z peklowanej wieprzowiny) można robić z kurczaka i MOM (mięso odkostnione mechanicznie) – patrz też ramka. Z mięsa drobiowego jeden z zakładów produkował też "parówki z cielęciną”.
Mięso drobiowe jest najtańsze w produkcji. To powód, dla którego masarnie dodają go do większości swoich produktów. Dlatego przed zakupem warto uważnie przeczytać etykietę. Wtedy może się okazać, że "schab bieszczadzki w majeranku” to w rzeczywistości kurczak, w "pasztecie grzybowym” nie ma ani grama grzybów, a "parówki cielęce” powstały z indyka.
Co siedzi w słoiku?
A inspektorzy mogą jedynie sprawdzić, czy w słoiku znajduje się dokładnie to, co zadeklarowano na opakowaniu. Rezultat ostatniej kontroli? Nie jest dobrze. Po pierwsze – w słoikach znajdują się cukry i konserwanty, mimo że etykieta milczy na ten temat. Po drugie – producenci sztuczne zagęszczają swój produkt np. przez dodanie skrobi (i też się do tego nie przyznają). Po trzecie – układają warzywa w słoju tak, by wydawało się ich dużo. W rzeczywistości jest ich znacznie mniej, niż producent deklaruje na opakowaniu.