To jest sposób wyrażania siebie – mówi Łukasz Niedzielski, instruktor Polskiego Związku Snowboardowego. – Co tam dużo mówić: to jest nasz sposób na życie – dodaje Anna Niedzielska.
– Nam to sprawia radość, niech sprawia ją innym – dodaje Anna. – Jest w tym jakaś filozofia – przyznaje Łukasz. – A może raczej ten sport odzwierciedla osobowość. Trzeba się zmagać z własną fizycznością, z przyrodą, z umiejętnościami, a jednocześnie przeżywa się niezwykłe emocje.
80 na godzinę
Anna prezentuje kolejne deski, na których śmiga po śnieżnych stokach. Każda z nich to inne wspomnienie. – Od dziecka umiałam jeździć na nartach – opowiada. – Ojciec bardzo dbał o moje usportowienie. Kiedyś, wiele lat temu, dostałam deskę w prezencie. Uczyłam się sama. Wyjechaliśmy wtedy za granicę, ale żeby wziąć instruktora trzeba było znać dobrze język i słono zapłacić.
– Nart i deski nie można porównać – przytakuje Łukasz. – I nie można powiedzieć, że na czymś jeździ się łatwiej.
– Ludzie są różni – rzuca Ania, która uczy początkujących i szkoli zaawansowanych. – Wszystko zależy od predyspozycji. Widzę przecież, że niektórym nogi trzęsą się ze strachu I z braku sił.
– Przecież nie od razu robi się salto – śmieje się Łukasz, dla którego to nie jest nic trudnego. Ot, po prostu rozpędzić się do 80 kilometrów na godzinę, skoczyć...
Poste zasady
Co jest najbardziej niebezpieczne?
– Moment zawahania i zderzenie z kimś innym. Przy takiej prędkości i masie ciała to jest niebezpieczne. Snowpark jest najbardziej urazowy. Jednak zawsze trzeba brać pod uwagę predyspozycje fizyczne. Starsi raczej nie skaczą. Jak ktoś w późniejszym wieku zaczyna uprawiać snowboard to raczej nie skoków ryzykuje – tłumaczy Łukasz, a Ania zaraz dodaje, że najgorzej jednak jak ktoś jedzie i nie myśli: – Zasady są proste: ten z góry ma uważać na tych, co są niżej. Ale jak się spotka dwóch niedoświadczonych, to jest kiepsko.
Dzieci się przykładają
Przestawiają te swoje deski, przesuwają palcami po kantach, których jakość ma tak wielkie znaczenie. Wiedzą, które deski są zjazdowe, jakie są uniwersalne a jakie służą do skoków. Posiedli tę wiedzę już wiele lat temu, potrafią sprzęt ocenić okiem znawcy, praktyka, pasjonata.
– Założyliśmy szkołę snowboardową "monsterboard” i uczymy jazdy – mówi Ania. – To wspaniałe, że możemy robić to, co nas pasjonuje, łączyć pracę ze sportem, który tak lubimy. Mamy naprawdę satysfakcję jak widzimy postępy tych, których uczymy. To cieszy.
– Uczymy już małe dzieci – dorzuca Łukasz. – W ogóle ci, którzy jeżdżą na nartach, po godzinie łapią jazdę na desce. A dzieci się nie boją i przykładają się do nauki. A dorosły jednym uchem słucha i myśli o obiedzie, albo o tym, kiedy wreszcie pójdzie na piwo. Ale jak już złapią bakcyla, to uczą się pilnie.
Nad krawędzią
– Mamy takie plany, żeby zamieszkać we Francji i tam uczyć. Ostatnio myślimy tylko o tym – Ania wylicza ważne powody, dla których chcą wybrać taką właśnie przyszłość. – Tam można uprawiać sport przez cały rok, jest wielu chętnych do nauki, choć nie ukrywam, że w kraju staje się to coraz bardziej popularne. Poznaliśmy już trasy w Austrii, we Francji, poznaliśmy zwyczaje i ludzi. Ciągnie nas tam.
Wiedzą, że czasem przyjdzie im się zmagać z ludźmi, pogodą, różnymi przypadkami na stoku, ale tego właśnie chcą.
– Na każdym wyjeździe szkoleniowym na kilkadziesiąt osób, jakies 5 ulega różnym kontuzjom – szczerze mówi Łukasz. – To sport urazowy. Najczęściej "idą” barki, nadgarstki, kość ogonowa, miednica. W górach największe niebezpieczeństwo stwarza pogoda. Nawet nie zawsze da się ocenić sytuację. Pogoda zmienia się w ciągu pół godziny. Trzeba znać bardzo dobrze trasę – kontynuuje Łukasz.
– Można zjeżdżać z góry i w ostatniej chwili zatrzymać się nad krawędzią. Albo i nie. Znad krawędzi odwrotu nie ma. Trzeba wołać pomoc. A to kosztuje – opowiada Łukasz. – Kolega przez pięć lat spłacał ratowników. Tak, w ekstremalnym wydaniu to sport dla silnych i rozsądnych. I tych, którzy potrafią wyciągać wnioski z niedobrych przygód. Ale jaki ładunek adrenaliny!