Karetka musiała kluczyć między blokami, a chora czekała na pomoc. Wszystko przez bramę wjazdową do bloków przy Niemcewicza 3 i 5. Jest otwierana i zamykana na pilota, a pilotów pogotowie nie ma.
Kobieta zadzwoniła po córkę i razem wezwały pogotowie. Karetka przyjechała pod blok przy Niemcewicza 5 i tam zaczęły się problemy. – Karetka nie mogła wjechać przed blok, bo brama zagradzała wjazd na parking. Zajechała dopiero z drugiej strony. Ale i tak musiałam przejść piechotą kilkadziesiąt metrów do karetki. A z każdą chwilą czułam się coraz gorzej – mówi pani Teresa.
Kobieta nie ma pilota do otwierania bramy, gdyż – jak mówi – dla niej to duży wydatek. Jeden pilot kosztuje 45 złotych. – Mam czworo dzieci, które często mnie odwiedzają i musiałabym kupić każdemu takie urządzenie.
Problemu z dojazdem być może by nie było, gdyby pilot posiadała karetka pogotowia. – Kiedy montowaliśmy bramę, oferowaliśmy pogotowiu pilota, ale nie chcieli – mówi Jan Lipski, prezes SM "Dom”, do której należy blok przy Niemcewicza 5.
– Owszem, odmówiłem przyjęcia pilota – przyznaje Tadeusz Taracha, kierownik Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. – Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której w każdej z kilku naszych karetek będą piloty do bram w różnych miejscach miasta.
Zdaniem naszej Czytelniczki, problemem jest sama brama.
– W moim przypadku wszystko skończyło się dobrze. Ale tutaj może dojść do tragedii. Od początku byłam przeciwna bramie, o czym mówiłam prezesowi – mówi Teresa Fijoł.
Władze spółdzielni tłumaczą, że decyzja o zainstalowaniu bramy była spełnieniem woli większości mieszkańców. – Przez dwa lata przychodzili do mnie lokatorzy, którzy skarżyli się, że na ich parkingu zatrzymują się auta z innych bloków. Teraz ludzie są zadowoleni – twierdzi prezes Lipski.
Kierownik puławskiego pogotowia mówi: W naszej pracy liczy się każda minuta. I jeszcze nie jest problemem, kiedy musimy sami dojść do pacjenta. Gorzej, kiedy musimy go przenieść na noszach do karetki.