Zdjęcia landartu na trawiastym lotnisku w Świdniku obiegły cały świat. To jedyne, co pozostało z ambitnych planów nietypowej promocji miasta i województwa. Landarty skoszono ze względu na... susły.
Szybko okazało się, że nie będzie mógł zrealizować wszystkich swoich zamierzeń. Planowany landart znajdował się na terenie objętym programem ochrony susła perełkowanego. Prace miały więc ograniczyć się do wykoszenia projektu w trawie. Tak też się stało - przez kilka tygodni wykoszone w trawie olbrzymie słońce mogli oglądać piloci i pasażerowie lądujących w Świdniku samolotów. Dziś po obrazach nie ma śladu. - Wykosili, pozabierali paliki, wszystko pozamiatane - nie kryje żalu artysta.
W lipcu, by uzupełnić ubytki w świdnickiej koloni susłów, przesiedlono 60 osobników z rezerwatu Popówka na Zamojszczyźnie. Przy okazji cały teren został skoszony.
- Przeprowadzone przesiedlenia wymagały doprowadzenia trawy do równej wysokości. Powinna mieć od 5 do 10 cm, by susły mógł ukryć się przed drapieżnikami i spokojnie żerować - tłumaczy Paweł Duklewski, rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Lublinie. - Nie jesteśmy przeciwni temu, żeby pan Koziara dalej tworzył, ale musi zmienić lokalizację, albo znaleźć rozwiązanie, które pogodzi obecność susła z tego typu działalnością - dodaje rzecznik.
- Cieszymy się, że te dzieła powstały w naszym sąsiedztwie, z pewnością była to ciekawostka dla pasażerów lądujących na naszym lotnisku - przyznaje Piotr Jankowski, rzecznik Portu Lotniczego Lublin. - Ale rozumiemy też, jakimi prawami rządzi się chroniona kolonia susła. W tej kwestii musi być zachowana równowaga.
Koziara na swój projekt dostał 10 tys. zł dofinansowania z Urzędu Marszałkowskiego. 8 tys. zł dołożył lubelski Urząd Miasta. O zniszczeniu landartów urzędnicy dowiedzieli się od nas. Byli zaskoczeni.
- Dla nas było ważne, że tego typu instalacji w pobliżu pasa startowego do tej pory nie było w żadnym miejscu w Europie - mówi Beata Krzyżanowska, rzeczniczka prezydenta Lublina.
- Uznaliśmy, że to inicjatywa na tyle promująca województwo, że postanowiliśmy ją wesprzeć. To ciekawe, że przylatujący do nas goście mogli być witani w taki sposób - mówi Beata Górka, rzeczniczka Urzędu Marszałkowskiego.
- Z dużą dozą determinacji pokazałem, jak to może wyglądać. Mogę kontynuować tę zabawę, ale nie chcę walczyć z susłami, ani zmuszać nikogo do współpracy. Jeśli ktoś uzna, że to ma sens, to możemy działać. Jeśli nie, mówi się trudno - podsumowuje Koziara.