Danuta Dynamus swój straganik na zielonym rynku w Zamościu prowadzi od 50 lat.
W podobnej sytuacji są także inni handlowcy. Wielu zrezygnowało z działalności. Teraz kramy prowadzi tu już tylko kilkanaście osób. Wszyscy ledwo wiążą koniec z końcem. I to mimo faktu, że bazar jest atrakcyjnie zlokalizowany w centrum miasta.
- Ale Starówka wyludniła się z powodu prowadzonych tu ciągle remontów. Ludzie przenieśli się ze swoimi stoiskami na targowisko przy Orzeszkowej. Teraz handluje się tu głównie wiązankami pogrzebowymi - tłumaczy ten marazm jeden z kupców. I nie przewiduje, by mogło być lepiej. - Tym bardziej że krążą plotki o likwidacji zielonego rynku. Strach inwestować, jeśli któregoś dnia można wylądować na lodzie. - To władze miasta niszczą lokalny handel. Zajęły się zabytkami, a o naszym rynku zapomniały - dodaje inny straganiarz.
Danuta Dynamus mimo wszystko nie traci nadziei. Wierzy, że interes utrzyma i nie będzie zmuszona zwalniać dwójki swoich pracowników. - To nie tylko dla mnie, ale i dla nich jedyny dochód - tłumaczy. - Może po zamknięciu Nadszańca przyjdą do nas stamtąd? Wtedy byłoby przynajmniej weselej.
(pele)