Zielony rynek na zamojskiej Starówce opustoszał. Wprawdzie jest tam kilkadziesiąt kiosków i wiele straganów, ale wczoraj pracowało tam zaledwie kilku kupców.
- Wieńce pogrzebowe może pan kupić każdego rodzaju - zachwalała wczoraj jedna ze sprzedawczyń. - O owoce i warzywa jednak trudniej, bo ludzie nie chcą stać na mrozie. Klientów też jak na lekarstwo. Biznes tutaj raczej marny.
Jeszcze na początku 90. zamojski zielony rynek cieszył się olbrzymią popularnością. Zjeżdżali się tutaj kupcy i klienci z całego Zamościa i okolicznych wsi. Potem jednak powstały podobne targowiska w innych częściach miasta (m.in. przy ul. Orzeszkowej) i handel zaczął podupadać.
Dzisiaj na ok. pół- hektarowym terenie na stałe pracuje zaledwie kilkanaście osób (latem jest ich więcej). Sprzedają towary ze skleconych z blachy i obitych folią kiosków. Nie wygląda to estetycznie.
- To miejsce umiera śmiercią naturalną, a atrakcyjny teren się marnuje - ocenia 40-letni zamościanin. - Władze powinny coś z tym zrobić. Ten zapomniany teren warto doprowadzić do jakiegoś porządku, wybudować ładne stragany, a tandetę usunąć. Wtedy może przyjdą tam jacyś rzemieślnicy, a za nimi… turyści. Tak jak w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą.Czy jest jakiś pomysł na zielony rynek?
- Na razie nie ma konkretnych projektów - przyznaje Karol Garbula, rzecznik prezydenta Zamościa. - Pomysłów natomiast jest kilka. Zastanawiamy się np., czy nie warto w tym miejscu odtworzyć kamienic, które tam dawniej istniały.
Wcześniej jednak należałoby znaleźć odpowiednie miejsce dla tych, którzy tam handlują. To nie jest takie proste. Kiedy ewentualnie można liczyć na jakieś zmiany? Nie wcześniej niż za kilka lat. (bn)