W ubiegłym roku Górnik przegrał u siebie z KSZO 0:1. Przed wyjazdem do Ostrowca szanse na awans były tylko iluzoryczne. Tym razem łęcznianie wykorzystali atut własnego boiska, ustawiając się w uprzywilejowanej pozycji. - Szkoda tylko, że Górnik wygrał tak skromnie. Gdyby skończyło się 2:0, byłbym spokojniejszy. A tak czeka ciężki wyjazd do Lubina. Zagłębie mnie rozczarowało. Zagrało bardzo słabo i nawet podarowało gospodarzom gola. Oni mają tylko dwóch dobrych zawodników: Jarosława Krupskiego i Ireneusza Kowalskiego - ocenił Paweł Kowalski, jeszcze jesienią szkoleniowiec Górnika. Na meczu obecny był również inny trener, który ma za sobą pracę w Łęcznej - Józef Antoniak. - Niezły mecz w wykonaniu Górnika, ale w drugiej połowie można było zagrać jeszcze odważniej. Pójść na całość i dążyć do podwyższenia. Po Zagłębiu nie było widać, że walczy o życie.
Adam Topolski: Pogubiliśmy się
Tylko na początku pierwszej i drugiej połowy podopieczni Adama Topolskiego napsuli nieco krwi miejscowym defensorom. Artur Bożyk bardzo szybko uprzykrzył życie równie rosłemu Arkadiuszowi Klimkowi, a Marcin Boguś zaopiekował się Brasilią. I właśnie ze strony tego drugiego groziło największe niebezpieczeństwo. Lecz nie dlatego, że Brazylijczyk jest świetnie wyszkolony technicznie, czy szybki, ale głównie po stałych fragmentach gry, które bił mocno i precyzyjnie. - Stworzyliśmy dwie sytuacje, które mogliśmy wykorzystać. 1:1 byłby dla nas bardzo dobrym wynikiem. Przyjechaliśmy przede wszystkim nie przegrać. Może i mieliśmy za mało autów z przodu. Nie grałem od pierwszej minuty, bo chyba trener nie obdarza mnie do końca zaufaniem - powiedział ze smutną miną Olgierd Moskalewicz. Goście rozczarowali nie tylko w ataku. Topolski, zwykle zadowolony z siebie i swoich piłkarzy, pociągnięty za język, miał praktycznie uwagi do każdej formacji - środka, skrzydeł. Przyznał, że jego zespół pogubił się i nie potrafił przytrzymać piłki.
Bez Copika, ale z \"Jaroszem”
Nie licząc krótkich fragmentów cały czas stroną dominującą był Górnik. Zespół Jacka Zielińskiego zagrał z rozmachem, odważnie, bez respektu dla rywala. Przed meczem Piotr Soczewka (bardzo dobry występ) mówił, że satysfakcjonujące będzie zwycięstwo 1:0. Po meczu chyba nie tylko on może żałować, że nie skończyło się wyżej. Na pewno takie odczucia miał Piotr Jaroszyński, wielki nieobecny, pauzujący za kartki. - Mam niedosyt. Mogliśmy wygrać okazalej, bo sytuacji nie brakowało. A tak awans w dalszym ciągu jest sprawą otwartą. "Jarosz” powinien w Lubinie już wybiec na boisko. Żółte kartki tym razem musi odpauzować Tomasz Copik, więc trener do środka pomocy może przesunąć Wojciecha Jarzynkę, a Piotrka wyznaczyć do roli ostatniego obrońcy, z której ostatnio wywiązywał się świetnie.
Mirek Budka przestrzega
Przed drugim meczem nastroje są wytonowane. Przed rewanżem przestrzega Mirosław Budka, wychowanek Górnika. - Szanse oceniam pół na pół, choć piłkarze Zagłębia zagrali bez rewelacji. U siebie jednak sprężą się. Rozmawiałem z Jarkiem Popielą. Lubinianie są przeświadczeni, że wygrają u siebie i zostaną w ekstraklasie. Jednak "zielono-czarni” udowodnili, że nie taki diabeł straszny. Już drugi raz pokonali Zagłębie - w Pucharze Polski 3:0 i teraz 1:0. Swoisty patent na "miedziowych” znalazł Paweł Bugała, prawdziwy bohater spotkania. Trzeba tylko powtórki z niedzieli i zagrać tak jeszcze raz. W Łęcznej powiało pierwszą ligą. Otoczka, pełny stadion, poziom gry i emocje sprawiły, że serca kibiców zabiły mocniej. Nastrój panujący na górniczym obiekcie celnie oddał Artur Bożyk. - Wychodzimy na mecz, a tu pełny stadion ludzi. Świetna atmosfera. W pierwszej lidze pewnie byłoby tak na każdym spotkaniu. Gdybyśmy awansowali, to powstałaby druga kryta trybuna i oświetlenie. O jej, gęsia skórka...