Ktoś truje koty w Radzyniu Podlaskim – alarmują nasze czytelniczki. Chodzi przede wszystkim o bezdomne zwierzęta przy ulicy Sitkowskiego.
– W lipcu otrzymałyśmy informację o trudnej sytuacji gromadki bezdomnych kotów rezydujących na opuszczonej działce przy ulicy Sitkowskiego – opowiadają kobiety. W sumie było tam 14 kotów.
– Ustaliłyśmy zasady sprawowania opieki, dożywiania i powolnego oswajania z konkretnym zamiarem sterylizacji, kastracji i ewentualnej adopcji. Na początek sprawowania opieki koty zostały odrobaczone – opowiada pani Emilia.
Grupa mieszkańców zbudowała nawet kotom domki z zadaszeniem, gdzie dostawały jedzenie. – Ale na początku grudnia spostrzegłyśmy, że zaczyna brakować kotów. Najpierw zniknął jeden, a później systematycznie ubywało zwierząt, aż doszło do tego, że brakowało 7 z nich – dodaje pani Anna.
W marcu jedna z pań wolontariuszek zauważyła, że jeden z kotów dziwnie się zachowywał. – Siedział skulony, nie reagował na zawołanie i nie uciekał. Dlatego zawiozłyśmy go to lecznicy weterynaryjnej. Jednak w celu przerwania cierpienia został uśpiony – relacjonuje pani Emilia.
Po kilku dniach zdechł kolejny kot. – Nabrałyśmy podejrzeń, że to nie choroba, a coś znacznie gorszego – przyznają kobiety. Jeden ze zdechłych kotów został zabrany na badania. – Wstępna informacja była taka, że użyta została trutka na szczury – podkreślają kobiety. Przy ulicy odkryły tacki z pokarmem.
– Od 14 kwietnia systematycznie na tackach i w tym samym miejscu nadal wystawiana jest karma, którą usuwamy i zabezpieczamy – dodają czytelniczki. Kobiety nie wiedzą, kto truł koty.
– W naszej społeczności jest wiele osób, wolontariuszy, którzy za przysłowiowy „wdowi grosz” dokarmiają koty ze swoich funduszy – zaznaczają. Zgłosiły sprawę na policję, ale prokuratura ją umorzyła.