Do swojego mieszkania Agnieszka Gruszczak musi teraz wchodzić po drabinie. Właściciel budynku zdemontował schody, które prowadziły na poddasze. Zrobił to, bo lokatorka zalegała z czynszem i wnosiła na poddasze opał.
Pan Adam mieszka na dole. Boi się, że opał, który jego lokatorka wnosi na poddasze, załamie strop. – Tam na górze wszędzie są śmieci, nie było sprzątane od lat. Leży tam tona popiołu, węgla i drewna na opał. A deski przegniły, bo lokatorzy leją na nie wodę. Boję się, że którejś nocy wszystko runie – nie kryje obaw Adam Lubański.
Pani Agnieszka mieszka na górze. Podkreśla, że jest osobą spokojną, nie zaprasza żadnych gości, a śmieci pozostawili po sobie sąsiedzi – Rumuni, którzy wcześniej mieszkali w pokoju obok.
– Parę lat temu Lubański porąbał drewnianą komórkę, w której trzymałam opał. Kiedy w poniedziałek chciałam wnieść drewno na górę, z wrzaskiem zagrodził mi drogę. Po jakimś czasie polecił Rumunowi, aby schody rozwalił siekierą – opowiada Agnieszka Gruszczak.
Na widok porąbanych schodów kobieta się rozpłakała. – Sąsiedzi pożyczyli drabinę i dopiero wtedy mogłam wejść do dzieci – wspomina. Ale z małym synkiem boi się schodzić po drabinie. – Jak znieść po drabinie wózek i dziecko? – pyta.
Adam Lubański mówi, że chociaż jest człowiekiem schorowanym, to zdemontował schody osobiście.
– W nerwach się zrobiło – mówi. I dodaje: Nie godziłem się na noszenie opału na górę. Jakby nie było mi szkoda dzieci, to bym całą rodzinę wyrzucił na zbity łeb.
Jego żona, Teresa, mówi: Już kilka razy wysyłaliśmy pisma, by uregulowała czynsz. Tylko raz je odebrała. Szkodowaliśmy jej dzieci, bo bez ojca się wychowują, ale ich matka wysadza się do nas z pazurami i gębą.
– Ustaliliśmy wstępnie, że właściciel zlecił porąbanie schodów. Nie można jednak nic mu zarzucić, bo to jego własność. Kobieta nie płaciła za czynsz – mówi podkomisarz Jarosław Janicki, oficer prasowy bialskiej policji.
W tej sprawie interweniowała także Straż Miejska. – Sytuacja jest dość skomplikowana. Zaległości za czynsz są olbrzymie. Brakuje też umów. Skierowaliśmy sprawę do pomocy społecznej. Rozważamy też powiadomienie nadzoru budowlanego – mówi komendant Artur Żukowski.