W środku nocy rozpędzony opel uderzył w dom państwa Tychmanowiczów. Wjechał wprost do sypialni dzieci. Dwójka maluchów cudem uszła z życiem. Kierowca uciekł. Policjanci z psami dopadli go w lesie.
Do tragedii doszło wczoraj po północy w Pawłowie Starym w powiecie bialskim. Była mgła. Pędzący drogą z Bubla do Janowa Podlaskiego kierowca opla na zakręcie pojechał prosto. Rozwalił ogrodzenie i z impetem uderzył w ścianę. Rozpadła się prawie ćwierć domu. Opel zatrzymał się w sypialni dzieci. Rodzice byli w tym momencie w innym pokoju.
Odgruzowywanie domu trwało kilka godzin. Zniszczona jest ściana zewnętrzna i jedna ze ścian wewnętrznych, uszkodzony jest także strop. Kwas z akumulatora rozbitego samochodu wypalił dziury w podłodze. Rozpryskujące się na różne strony cegły i pustaki zniszczyły nawet drzwi wejściowe. - Wtedy wszyscy spaliśmy. Nie chcę rozmawiać, mam dużo pracy - tyle tylko powiedział po powrocie ze szpitala Jarosław Tychmanowicz, ojciec dzieci.
- Całe szczęście, że uciekł kierowca. Gdyby go wtedy zięć dopadł, może by i udusił - mówi oburzony dziadek. Oplem kierował 19-letni Łukasz S. z gminy Konstantynów. - Uciekł do lasu. Jego śladami ruszyli policjanci z psami - mówi Cezary Grochowski z bialskiej policji. - Schował się w zaroślach. Zdradził go blask zapalniczki. Miał 0,48 promila alkoholu.
Pijany mężczyzna nie miał prawa jazdy. Opla wziął bez pozwolenia od swego kolegi, 19-letniego Rafała K. Zaraz po zderzeniu z domem wysłał do niego SMS-a: "Rozp...rzyłem budynek, zapłacę za szkody”. Kierowcy grozi do pięciu lat więzienia.
Mieszkańcy Pawłowa Starego twierdzą, że na posesję Tychmanowiczów samochody wjechały już z sześć razy. Wcześniej jedynie taranowały ogrodzenie. Przed łukiem ustawiono znak ograniczający prędkość do 30 km/godz. Ale jak widać nic to nie dało. Ryszard Boś, radny powiatowy, proponuje, żeby przed domem położyć olbrzymi głaz, który na przyszłość by go chronił.