Ireneusz Ziejewski właściciel zakładu fotograficznego w Białej Podlaskiej ma już dość wykłócania się o pieniądze, które mu się należą. Nie zamierza się ponownie odwoływać, tylko kieruje przeciwko firmie ubezpieczeniowej sprawę do sądu.
Usunięcie szkód kosztowało około 9 tys. złotych. Niektóre części właściciel musiał sprowadzać aż z Niemiec.
Odszkodowanie w wysokości 3,6 tysięcy złotych, przyznane przez Inspektorat PZU w Radzyniu Podlaskim, uznał za nieporozumienie. – Na tak niską kwotę nie mogłem się zgodzić. Do tego wykryłem wiele błędów w uzasadnieniu decyzji. – dowodzi I. Ziejewski. W odwołaniu do Oddziału Okręgowego PZU w Lublinie zarzucił inspektoratowi, że pracownik, który szacował szkody, nie posiada potrzebnych kwalifikacji technicznych, a ponadto celowo tak przekręcał fakty, by wykazać, że klient nie ubezpieczył tego, co chciał. – W świetle tych faktów ubezpieczenie jest fikcją i firma wyłudziła ode mnie pieniądze – wnioskuje I. Ziejewski. Podkreśla, że likwidator świadomie nie użył w opisie szkody słów „ogień” i „pożar”, a już kuriozalnym nieporozumieniem jest oddzielenie oprogramowania od maszyny, stanowiących całość.
W Lublinie tylko częściowo uznano zasadność roszczeń, co wiązało się z wypłatą sumy mniejszej niż oczekiwana.
– Nie będę się już odwoływał. Złożyłem pozew w sądzie. Agenci ubezpieczeniowi zwyczajnie naciągają ludzi. Są bardzo sumienni w ściąganiu składek, zaś likwidatorzy robią wszystko, aby odszkodowania nie wypłacić – twierdzi właściciel zakładu.
O komentarz do sprawy zwracaliśmy się do Oddziału Okręgowego PZU w Lublinie, skąd odesłano nas do rzecznika firmy w Warszawie. – Trudno mi cokolwiek powiedzieć na ten temat. Uzasadnienie decyzji klient zapewne otrzymał, a jeżeli się z nim nie zgadza, może udać się do sądu – usłyszeliśmy od rzecznika Michała Witkowskiego.