Rodzice 10-latka zarzucają szkole, że toleruje bicie ich syna przez rówieśników. Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 3 w Międzyrzecu Podlaskim zaprzecza.
Wszystko zaczęło się we wrześniu ub. roku. Matka zauważyła na ciele chłopca siniaki i wybroczyny. Dziecko trafiło do lekarza rodzinnego i następnie do chirurga, który opisał te obrażenia. W październiku Bartek znowu był u lekarza. Na izbie przyjęć miał opatrywany stłuczony nadgarstek. Według matki, za każdym razem ucierpiał w szkole.
Wybrana na początku roku szkolnego do trójki klasowej pani Beata powiedziała na zebraniu rodziców czwartej klasy, że jej dziecko jest ofiarą przemocy. Wkrótce, na kolejnym zebraniu zwołanym już bez powiadamiania rodziców Bartka, została odwołana z trójki.
Tymczasem - według relacji matki - mijają miesiące, a chłopiec wciąż jest bity. 25 maja szóstoklasista złapał go w drodze powrotnej ze szkoły za szyję i uderzył głową o posadzkę. Pani Beata twierdzi, że starszy chłopiec został napuszczony przez jednego z klasowych prześladowców Bartka. O sprawie pisze też "Słowo Podlasia”.
Krzysztof Semeniuk z bialskiej policji, potwierdza, że zna tę sprawę. - Prowadziliśmy postępowanie w kierunku pobicia. Przesłaliśmy dokumentację do sądu.
Semeniuk twierdzi, że gdy sprawa dotyczy dziecka poniżej 13 roku życia to sąd rodzinny zajmuje się weryfikacją faktów.
Dorota Domańska, prezes Sądu Rejonowego w Radzyniu Podlaskim, potwierdza, że toczy się postępowanie wyjaśniające. Nieletni nie byli jeszcze przesłuchiwani. 12 czerwca sąd ma się zająć sprawą.
Konflikt wyjaśnia także lubelskie Kuratorium Oświaty. Trafiła tam skarga rodziców. - Po jej zbadaniu, wydaliśmy szkole zalecenia. Trwa kontrola ich wykonania - mówi Andrzej Mironiuk, kierownik bialskiej delegatury kuratorium. Nie informuje jakie to zalecenia.
Roman Sidorowicz, dyrektor Szkoły Podstawowej Nr 3 im. Jana Pawła II w Międzyrzecu Podlaskim uważa, że rodzice Bartka wymyślili problem. - To są wyimaginowane szykany. Totalna nieprawda i kłamstwa! Nie można szafować określeniami, że dziecko zostało pobite i doszło do przemocy oraz dyskryminacji. Trzeba to spokojnie wyjaśnić. Rodzice Bartka stracili z oczu dobro dziecka. Chcą walki za wszelką cenę.
Towarzysząca mu pedagog (nie chce podać nazwiska) dodaje: - Tu nie ma segregacji. Nasza placówka jest integracyjna. Uczymy dzieci tolerancji - powtarza pedagog.