Decyzją rządu w całym kraju do 2 listopada zamknięte zostały cmentarze, a bram pilnuje straż miejska lub policja. Premier ogłosił to niespodziewanie, w piątek wieczorem. Dla wielu handlarzy było to zbyt późno, by anulować zamówienia na kwiaty oraz znicze.
Dla małych przedsiębiorców oznacza to ogromne straty.
- To kpina z narodu. Przygotowujemy się cały rok na praktycznie tydzień handlu, człowiek inwestuje duże pieniądze w to i nagle 8 godzin wcześniej dowiaduje się, że z handlu nie ma nic. Straty, kwiaty, znicze wszystko trzeba popłacić, ludzi, których do pracy się wzięło trzeba im zapłacić. To są gigantyczne straty – powiedział jeden z kupców z Gdańska.