– Jak tak dalej pójdzie będziemy musieli zamknąć działalność, a urzędnikom byłoby to chyba na rękę – skarżą się właściciele dorożek, które wożą turystów po Kazimierzu Dolnym. – W każdy biznes wpisane jest ryzyko – odpowiada miasto.
Właściciele konnych bryczek narzekają, że konkurencja ze strony meleksów daje im się we znaki coraz bardziej, a miejscy urzędnicy nie chcą im pomóc.
– Działanie magistratu zmierza wręcz do tego, żeby się nas pozbyć z miasteczka, a to przecież tutaj płacimy podatki. Gdyby było inaczej dostalibyśmy jakieś wsparcie – ocenia jeden z dorożkarzy. – Jeśli nikt nam nie pomoże, będziemy musieli zamknąć działalność, którą prowadzimy od końca lat 90. Jesteśmy jedną z atrakcji turystycznych Kazimierza. Miasto powinno wspierać takich przedsiębiorców, a nie czekać, aż sami zrezygnują.
Dorożkarz tłumaczy, że musi płacić miastu tyle, ile właściciele meleksów, mimo że liczba klientów jest nieporównywalna.
– Są dni, kiedy w ogóle nie jeździmy, bo nie mamy klientów. Płacić jednak musimy. Oznacza to dla nas straty, ale dla urzędników to żaden argument – denerwuje się nasz rozmówca. – Tymczasem meleksy mają klientów jednego za drugim, nie widać, żeby mieli jakikolwiek przestój. Jak mamy wytrzymać taką konkurencję?
– Działamy na podstawie ogólnych przepisów regulujących kwestie związane z zajęciem pasa drogowego. Każdy płaci tyle samo, bez względu na to, czy dysponuje meleksem, czy bryczką, czy każdym innym pojazdem – tłumaczy Dariusz Wróbel, zastępca burmistrza Kazimierza Dolnego i zaznacza, że miasto nie może traktować ulgowo wybranej grupy przedsiębiorców. – Rozumiemy, że zmieniają się okoliczności i warunki prowadzenia tego typu usług turystycznych, ale w każdy biznes wpisane jest ryzyko. Normalnym zjawiskiem jest też konkurencja, która pojawia się nie tylko w tej branży. Przedsiębiorca powinien być tego świadomy – zaznacza Wróbel.
O problemach kazimierskich dorożkarzy pisaliśmy na początku lipca. – Dla nas to jest prawdziwa katastrofa. Sporo zainwestowałem w tę działalność, a teraz zastanawiam się na jej zakończeniem. Wszystko przez te meleksy, które obsiadły już całe miasto. Zabierają nam klientów. Kiedyś w jeden weekend dało się utargować 1,5 tys. zł, dzisiaj jest 3–4 razy mniej. Jeśli nikt nam nie pomoże, dorożki znikną z Kazimierza, a konie czeka ubojnia – skarżył się już wtedy jeden z dorożkarzy.
Czy jest jeszcze szansa dla dorożek? – Porozmawiam z naszym prawnikiem o ewentualnych możliwościach, które moglibyśmy w tej sytuacji zastosować, ale obawiam się, że trudno będzie znaleźć tu jakąkolwiek furtkę – mówi Dariusz Wróbel.