Zaledwie 200 tys. złotych udało się komornikowi zająć na poczet roszczeń pracowniczych z tytułu sławetnej "ustawy 203”. Jest to kropla w morzu szpitalnych długów. Łączne wymagalne zobowiązania szpitala wynoszą na dzisiaj prawie 10,5 mln złotych. Na tę kwotę składają się m.in. zaległości wobec Urzędu Skarbowego, ZUS, Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych, oraz wobec pracowników z tytułu ustawy 203. Im te ostatnie są najbardziej dotkliwe dla placówki. Ich egzekucja może pogrążyć szpital. I mało prawdopodobne wydaje się to, że w rozwiązaniu problemu pomoże wypowiedzenie przez szpital umowy podpisanej z Narodowym Funduszem Zdrowia.
Podczas czwartkowego spotkania z pracownikami Artur Sitnik, pełniący obowiązki dyrektora szpitala zaproponował pracownikom zawarcie porozumienia. Obiecał, że jeżeli pracownicy zaufają jego obietnicom i nie będą występować do komornika o egzekucję należności, do końca roku w ratach otrzymają pobory za miesiąc maj, czerwiec i lipiec. Od sierpnia dyrektor deklaruje wypłatę poborów na bieżąco.
- Nie wierzę w żadne obietnice - mówi jedna z pielęgniarek. - Większość moich koleżanek też tak myśli. Ja osobiście nie będę robiła nic dla zakładu, bo ten zakład do tej pory dla mnie nic nie zrobił. Wręcz przeciwnie. Naraża nas na dodatkowe koszty, bo musimy się zapożyczać. Nie wiem jeszcze czy pójdę do komornika, ale wszystko na to wskazuje, że tak.
Pracownicy pytali również o zwolnienia z pracy, o których szepcze się we włodawskich kuluarach. - Dopóki ja będę dyrektorem zwolnień pracowników nie będzie - uspokajał Sitnik. - Wysyłam pisma do partii politycznych i stowarzyszeń o wsparcie finansowe dla szpitala. Chcę w najbliższym czasie założyć specjalne konto, na "Leki ratujące życie”. Pieniądze z tego konta będą przeznaczone wyłącznie na zakup lekarstw potrzebnych szpitalowi.