Dobra wiadomość dla działkowców mających swoje ogródki przy ul. Ogrodowej. Jest nadzieja, że płynąca obok Uherka już nie będzie zalewała im upraw.
Działkowcy byli do tego stopnia poruszeni powodzią, że po raz pierwszy od powstania "Plonu” nie zorganizowali tradycyjnych dożynek. Zamiast tego poruszyli niebo i ziemię, aby zwrócić uwagę urzędników na występującą z brzegów Uherkę.
Dotarli nawet do marszałka Krzysztofa Grabczuka, któremu wylali swoje żale. Efekt był taki, że zlecił on Wojewódzkiemu Zarządowi Melioracji i Urządzeń Wodnych w Lublinie konserwację rzeki w granicach miasta. Zarząd sam uporał się już z trzema kilometrami rzeki.
A do prezydent Chełma wysłał pismo przypominające o obowiązku regularnego czyszczenia wylotów kanałów burzowych, którymi woda odprowadzana jest do rzeki. Drugim zadaniem gospodarzy miasta jest wybudowanie tak zwanych piaskowników, które zatrzymywałyby niesione przez wodę zanieczyszczenia. Bez tego Uherka znowu może wystąpić z brzegów.
– Zanim przyszło "upomnienie” zdążyliśmy już zaplanować wydatki na czyszczenie wylotów kanałów burzowych – mówi Henryk Gołębiowski, dyrektor Wydziału Infrastruktury UM. – Jeśli chodzi natomiast o piaskowniki, to aby je wybudować, najpierw należy zrobić projekt, a to skomplikowane zadanie.
Problem Uherki dotyczy nie tylko działkowców z "Plonu”, ale też właścicieli posesji w rejonach ul. Kolejowej obok wiaduktu oraz w sąsiedztwie kładki rowerowej na osiedlu Bazylany. Wszyscy obawiają się kolejnych podtopień. Gołębiowski zapewnia, że miasto nie odwraca się od Uherki. Pomocy oczekuje jednak także od WZMiUW. Takie prace, jak w tym roku, zarzad ostatni raz wykonał przed sześciu laty.