Grzebienie, okulary, łuski, pociski oraz ludzkie kości i ułamki szczęk. To efekt tegorocznych prac wykopaliskowych na terenie byłego hitlerowskiego obozu zagłady w Sobiborze.
– Wśród znalezisk specjalne wrażenie wywarła na nas znakomicie zachowana srebrna zawieszka z umieszczonym na niej z jednej strony wyrytym języku polskim imieniem Hanna, a z drugiej po hebrajsku słowem Bóg – mówi Mazurek. – Szkoda że nie było na niej jeszcze nazwiska.
Zabytki ruchome były pochodną właściwych prac wykopaliskowych. Archeolodzy mieli za zadanie spenetrować miejsca, w którym już wcześniej odkryli dwa rzędy zachowanych w ziemi słupów.
Pierwotnie przyjmowali, że może to być pozostałość ogrodzenia oddzielającego poszczególne obozy. Teraz przychylają się ku hipotezie, że te słupy stanowiły podbudowę torów prowadzących na teren obozu od strony rampy.
– Być może była to nawet bocznica, którą z rampy transportowano w głąb obozu ciężkie ładunki – dodaje Mazurek. – Wiemy, że w Sobiborze były dwie takie bocznice. Jedną z nich wywożone były w wagonikach zwłoki zamordowanych więźniów. Na nią jednak jeszcze nie natrafiliśmy.
Zleceniodawcą badań był Marek Bem, dyrektor Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego, któremu podlega też Muzeum Byłego Hitlerowskiego Obozu Zagłady w Sobiborze. W związku z licznymi znaleziskami ludzkich kości i fragmentów szczęk jest on w stałym kontakcie z Komisją Rabiniczną w sprawie ich godnego pochówku.
Naukowe badania na terenie sobiborskiego miejsca kaźni trwają już od 10 lat. Zanim archeolodzy otworzyli pierwsze wykopy, przeprowadzono tam szeroko zakrojone prace rozpoznawcze, między innymi przy pomocy wysoko zaawansowanego sprzętu geofizycznego.
O randze tych badań może świadczyć chociażby to, że ostatnio niemal przez cały dzień przyglądali się im dyrektor jerozolimskiego Instytutu Yad Vashem oraz towarzyszący mu ambasador Izraela w Polsce.
Archeolodzy nie ukrywają, że ich największą ambicją jest zlokalizowanie pozostałości komór gazowych. Do Sobiboru prawdopodobnie wrócą także w przyszłym roku.