W czwartek wieczorem 35-letni Jarosław M. wraz z kolegą wracali samochodem z Holandii do rodzinnego Chełma. Kilka kilometrów przed celem podróży przed ich autem pojawił się jadący z dużą prędkością volkswagen passat. Na żadne manewry nie było już czasu. W zderzeniu czołowym obaj kierowcy ponieśli śmierć.
W wypadku ucierpiał także pasażer Jarosława M. Z obrażeniami głowy został przewieziony do szpitala, gdzie zatrzymano go na obserwacji. W samochodzie sprawcy wypadku było dwóch pasażerów. Obaj wyszli z tego zdarzenia bez szwanku.
- Samochody zderzyły się z taką siłą, że ich wraki dzieliło blisko 200 metrów - dodaje Błaziak. - Jeden wylądował w rowie kołami do góry, drugi znalazł się na skraju lasu. Zanim dotarliśmy na miejsce, z pomocą ofiarom wypadku pospieszyli inni kierowcy, którzy byli świadkami tego zdarzenia. Jeden z nich do tego stopnia poranił sobie dłonie szkłem z drzwi, które próbował otworzyć, że musiał opatrzyć go ratownik.
Obu kierowców udało się wydobyć z wraków samochodów dopiero strażakom. - To była bardzo trudna akcja - mówi Tomasz Ważny, rzecznik chełmskiej straży pożarnej. - Już dawno nie mieliśmy do czynienia z tak mocno zniszczonymi pojazdami. Aby wydobyć ofiary musieliśmy posłużyć się hydraulicznymi narzędziami. Przez cały czas z uwagi na rozlane paliwo zachodziło też ryzyko zapłonu.