Korea Północna, nawet w czasach dzisiejszych możliwościach przekazu, stanowi państwo pełne tajemnic, przez swoją niedostępność intrygujące wielu potencjalnych turystów.
„Potencjalnych”, gdyż wyjazd nawet na zorganizowaną przez biuro podróży wycieczkę wcale nie jest łatwy. Każdy z jej uczestników będzie dokładnie sprawdzony i niekoniecznie może dostać pozwolenie na wjazd do tego kraju. A jeśli okaże się, że jest dziennikarzem – na pewno spotka go odmowa. Gorzej, gdyby wyszło to na jaw już w czasie pobytu tam – konsekwencje mogłyby być naprawdę tragiczne.
Jednak Christian Eisert postanowił zaryzykować. Jako uczeń szkoły w ówczesnej NRD po raz pierwszy usłyszał o zjeżdżalni wodnej w kolorach tęczy, którą polecił wybudować w Pjongjangu przywódca Korei Północnej Kim Ir Sen. To i jeszcze inne wspomnienia, a także ciekawość, chęć dostania się do tego szczelnie zamkniętego państwa sprawiły, że postanowił pojechać do Korei Północnej. Jedzie tam wraz z przyjaciółką, fotoreporterką Thanh Hoang i obydwoje oczywiście ukrywają starannie swoją profesję.
Już na powitanie zostają pozbawieni dokumentów, telefonów komórkowych, zostaje im przydzielony tajniak bacznie zwracający uwagę na to, co mówią, czy fotografują tylko to, co można, jak się zachowują.
Autor książki napisał tyle, co widział – puste drogi, betonowe mury, dziwne hotele, zwiedzanie tylko tego, na co tajniak pozwoli. Jednak, mimo że książka jest obszerna, oczekiwałam czegoś więcej, może zbyt dużo? Jakoś mało w niej Korei, a więcej irytujących relacji autora z jego przyjaciółką, która czasem wydaje się – powiedzmy lekkomyślna w swoich zachowaniach. Być może nie było nic więcej do napisania?
A jak się udała wycieczka do Korei? „Kilka minut później nasz pociąg potoczył się powoli w spacerowym tempie przez most do Chin. Kiedy w blasku słońca osiągnęliśmy środek rzeki, w naszym wagonie wybuchły okrzyki wielkiej radości, w której uczestniczyli wszyscy obcokrajowcy. Parka w kurtkach blouson zaczęła się obejmować. Gruba Angielka rzuciła się na szyję swojemu milczącemu mężowi. Kanadyjczyk podskakiwał na korytarzu...”