Sześcio- i siedmiolatkowie z Kazimierza Dolnego i okolic nie będą się uczyć w jednej klasie. Na takie rozwiązanie nie godzili się rodzice, którzy interweniowali w tej sprawie u radnych i burmistrza. Dyrekcja placówki w końcu znalazła rozwiązanie – sześciolatków będzie uczyła nauczycielka ze świetlicy.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Problem pojawił się gdy nauczycielka, która miała uczyć najmłodsze dzieci w Gminnym Zespole Szkół w Kazimierzu Dolnym, poszła na roczny urlop a poratowanie zdrowia. Rzecz w tym, że nikomu wcześniej nie powiedziała swoich o planach.
Do końca sierpnia nauczycielka była zatrudniona w szkolnej bibliotece na pół etatu. Z dniem 1 września dostała cały etat i klasę do prowadzenia. Zwolnienie od specjalisty dostarczyła kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego.
Dyrekcja szkoły nie miała czasu na znalezienie zastępstwa dla dziesięciorga sześciolatków, które uczą się w kazimierskiej szkole. Po tygodniu nauki we własnej klasie najmłodsi uczniowie musieli przenieść się do klasy z o rok starszymi kolegami. Rozwiązanie to nie spodobało się rodzicom dzieci.
– Rodzice poszli do burmistrza z pytaniem, czy znajdą się środki, by kogoś zatrudnić. Środków nie było, ale znaleźliśmy inne rozwiązanie – mówi Jerzy Arbuz, dyrektor Gminnego Zespołu Szkół.
Po rozmowach dyrekcji szkoły z radnymi, członkami komisji oświaty oraz burmistrzem postanowiono, że dzieci będzie teraz uczyła pracownica szkoły, która do tej pory opiekowała się dziećmi w świetlicy. – Ta osoba ma pełne kwalifikacje, by uczyć – zapewnia dyrektor.
Nauczycielskie roszady obyły się bez dodatkowych kosztów, dyrekcji udało się wygospodarować godziny w ramach istniejących już etatów. Pracownika świetlicy będą zastępowały dwie osoby: nauczyciel wychowania fizycznego oraz osoba pracująca w bibliotece. Tak będzie od poniedziałku 28 września.
Władze szkoły przewidują, że ten stan rzeczy utrzyma się co najmniej trzy lata. Nie zmieni tego też powrót bibliotekarki, która jest na chorobowym. – W najmłodszych klasach tworzy się zażyłość, której nie powinno się zrywać – podkreśla dyrektor Arbuz.