W Lublinie wyłączony został ostatni z działających polskich komputerów Odra. Przez 25 lat pomagał ustawiać wagony na odpowiednie tory. Teraz sam trafił na boczny tor i czeka aż trafi w dobre ręce. Chętnych jest aż nadto, bo w środku jest ponoć 1,5 kg złota.
Nie ma monitora, na którym by się coś wyświetlało?
– Nie. Proszę wziąć pod uwagę, jakie to były lata. Pierwsze komputery ICL, na których licencji we Wrocławiu zbudowano Odrę powstały jeszcze w latach 60-tych.
Odra 1305M zajmuje dwa duże pomieszczenia w budynku przy ul. Rataja. Na ścianie wiszą dziwne termometry. – W przypadku takich maszyn ważne było utrzymanie na odpowiednim poziomie temperatury i wilgotności – wyjaśnia Mistewicz. Zanim powstała tu klimatyzacja o odpowiednie warunki dbały specjalne urządzenia. Odpowiednio przygotowane powietrze dołem było tłoczone do pomieszczenia, z góry odprowadzała je specjalna rura.
Właśnie tutaj Odra pomagała kolejarzom ustawiać wagony towarowe na odpowiednich torach. Wszystko opierało się na łączach telefonicznych. A było to tak:
Każdy wagon ma swój numer. Wzdłuż wagonów, z których trzeba było uformować pociąg chodził człowiek dyktujący te numery przez radiotelefon dyspozytorowi siedzącemu przy komputerze. Resztę robił komputer. Po numerze rozpoznawał, jakiego typu jest to wagon, na który tor powinien zostać skierowany, by tam z innymi wagonami połączyć go w pociąg.
I to właśnie komputer wiedział, z jaką prędkością wagon o określonej wadze powinien być skierowany na ten tor, by zatrzymał się tam, gdzie trzeba i nie uszkodził innych.
Odra stacjonująca przy stacji Lublin-Tatary zdalnie obsługiwała nawet odległe stacje. Zanim została wyłączona ustawiała wagony w pociągi aż w Skarżysku-Kamiennej. Choć stała w Lublinie.
Właśnie dzięki zastosowaniu łączy telefonicznych wszystkie operacje odbywały się w trakcie sekundy. Teraz przy użyciu zwykłych komputerów łączących się przez Internet te same operacje trwają… wielokrotnie dłużej.
Tego, co kryje się w środku Odry wyliczyć nie sposób. Nazwać potrafią to tylko fachowcy. Wiele elementów to nieogarnięta plątanina cieniutkich drucików.
– Proszę: to jest pamięć ferrytowa, jak Bios we współczesnym pececie – Mistewicz pokazuje sporą płytę pełną różnych elementów. Wewnątrz widać grube pęki cienkich drutów. Każdy z nich biegnie skądś dokądś. Tam, gdzie trzeba. – Podobno panie, które to robiły nie były w stanie pracować przy tym dłużej niż dwa lata. Pan spojrzy, precyzyjna robota. Wzrok wysiadał.
Moc obliczeniowa tego komputera odpowiada raczej kalkulatorowi, niż współczesnym pecetom. Ale miało to też swoje dobre strony. Kiedyś – wspominają kolejarze – oprogramowanie tworzyli ludzie, którzy doskonale znali komputer od strony technicznej. Nie były to skomplikowane programy, co znacznie zwiększało szybkość działania komputera. A program do obsługi wagonów pomagali pisać kolejarze. – Którzy dokładnie wiedzieli, co im jest potrzebne do pracy – podkreśla Mistewicz.
Gdy o wyłączeniu lubelskiej Odry jako pierwszy napisała gazeta Computerworld, nie było jeszcze wiadomo, co stanie się z komputerem. Gdyby nie zgłosił się nikt chętny, Odra trafiłaby do utylizacji.
– Teraz chętnych jest bardzo dużo, ciągle ktoś się zgłasza – stwierdza Waldemar Lewandowski, dyrektor ośrodka.
– Chętni są, ale trudno ocenić czy ich intencje są szczere, bo w tym komputerze jest dużo złota. Bo które urządzenie by tyle czasu wytrzymało, żeby mu się styki nie utleniły? – pyta Mistewicz.
Dzwoniący odsyłani są do centrali spółki w Warszawie. To tam ma zapaść ostateczna decyzja co do dalszych losów Odry. Według niektórych źródeł w Odrze może być nawet 1,5 kg złota. Właśnie dlatego jej niedawni opiekunowie boją się, że nowy właściciel może kierować się tylko chęcią zysku i zwyczajnie rozebrać komputer.