Dokładnie siedemdziesiąt lat temu rozpoczęła się dla Stanów Zjednoczonych II wojna światowa. Japończycy zaatakowali Pearl Harbor.
7 grudnia 1941 roku o godzinie 6:10 rano z siedmiu japońskich lotniskowców, które zbliżyły się w zasięg lotu do amerykańskiej bazy marynarki wojennej Pearl Harbor na Hawajach, ruszyła nawałnica samolotów bojowych pod dowództwem komandora Mitsuo Fuchidy.
Wykonywali wydany 4 listopada tegoż roku rozkaz admirała Isoroku Yamamoto , a polegający na zniszczeniu amerykańskiej Floty Pacyfiku i otwarciu drogi do morskiej inwazji Japonii na USA.
Prace nad inwazją trwały od dawna. Co ciekawe informacje o nich docierały do Stanów. Po pierwsze, dzięki złamaniu przez zespół amerykańskich kryptologów Williama Fredericka Friedmana najbardziej skomplikowanego japońskiego szyfru militarnego tzw. "Kodu Purpurowego”.
Po drugie, z... Moskwy. Pracujący, jako attache, w ambasadzie Niemiec w Tokio, agent GRU Richard Sorge przy współpracy japońskiego komentatora prasowego Hotsumi Ozaki, który miał dostęp do premiera Japonii Fumimaro Konoe, zdobył informację o ataku.
Sorge wcześniej informował Moskwę o dacie napaści Niemiec, ale Stalin ją zlekceważył. Potem zdobył informację, że Japonia nie uderzy równocześnie z Niemcami na Rosję Radziecką, dzięki czemu Stalin mógł wszystkie siły skoncentrować na froncie niemieckim. Kiedy więc uzyskał kolejną informację, że Japonia zaatakuje Stany, polecił przekazać ją do USA, od których spodziewał się pomocy militarnej. W tym samym czasie, w połowie października 1941 roku, Sorge i jego japoński pomocnik zostają aresztowani.
Jak wynika z ostatnio odtajnionych zasobów archiwalnych, jeszcze trzy dni przed japońskim atakiem prezydent Roosevelt otrzymał notkę od wywiadu, mówiącą o niezwykłym zainteresowaniu militarnym Japonii Hawajami i potencjalnej groźbie agresji.
Niestety, Waszyngton zignorował ostrzeżenia przed napaścią japońską, jak wcześniej Moskwa przed niemiecką. Następował zatem ciąg dalszy...
O godzinie 6:45 niszczyciel USS Ward dostrzega i atakuje małą japońską łódź podwodną u wejścia do portu Pearl Harbor. Natychmiast raportuje zdarzenie. O 7:02 operator radaru tej jednostki dostrzega na ekranie zmasowany ruch. Raportuje atak.
O 7:20 centrum radiolokacji ocenia, że operator z "Warda” się... pomylił i nie potrafił odróżnić samolotów wroga od amerykańskich.
O 7:40 pierwsza fala uderzeniowa dociera nad Pearl Harbor. Dziewięć minut później komandor Fuchida nadaje ze swego myśliwca Mistubishi Zero komunikat: "Tora, Tora, Tora” - oznaczający pełne zaskoczenie Amerykanów. Na dole rozgrywa się piekło. Znamy je z filmów.
Do godziny 13:00 zniszczeniu ulega niemal cała Flota Pacyfiku dziewięć okrętów liniowych, trzy krążowniki, trzy zbiornikowce i siedemnaście niszczycieli oraz 188 samolotów. Lotniskowce "Lexington” i "Enterprise”, które opuściły Pearl Harbor wcześniej, ocalały. Amerykanie stracili 2403 ludzi, w tym 2117 z marynarki i piechoty morskiej, 1178 zostało rannych.
Klęska była porażająca. 8 grudnia 1941 roku przed połączonymi izbami parlamentu, prezydent USA Franklin Delano Roosevelt w porywającym przemówieniu nazwał wydarzenie sprzed kilkunastu godzin "Dniem Hańby” ("Day of Infamy”) i wypowiedział wojnę Japonii. Kończył tym samym z polityką wojennego izolacjonizmu i niemieszania się w wydarzenie zapoczątkowane atakiem na Westerplatte.
Dziś w Pearl Harbor znajduje się muzeum tamtych wydarzeń. Na tablicy upamiętniającej ofiary ataku znajduje się niemało polskich nazwisk.
Co roku data 7 grudnia 1941 roku obchodzona jest jako ważne memento. Dziś spodziewany jest tam prezydent Barack Obama, urodzony w Honolulu na hawajskiej wyspie Oahu, o pół godziny drogi od miejsca, gdzie II wojna uderzyła w Amerykę.